środa, 23 października 2013

Izrael II - dzień trzeci 23.10.2013

Kilka godzin spania i znów szybka pobudka.
Dzisiejszy dzień rozpoczynamy od zwiedzania Doliny Kidron, zwana również Doliną Cedronu lub Jozafata. Rozdziela ona Górę Oliwną i Starą Jerozolimę.
Dolina jest znana również z Pisma Świętego. to tutaj ma się odbyć Sąd Ostateczny.

"Niech poruszą się ludy i przyjdą do Doliny Józafata, bo tam zasiądę, aby sądzić wszystkie okoliczne narody. Zapuśćcie sierp, gdyż nadeszło żniwo! Przyjdźcie, zstąpcie, bo pełna jest prasa; pełne są kadzie, gdyż złość ich jest wielka! Tłumy i tłumy zebrane w Dolinie Sądu, bo bliski jest dzień Pana w Dolinie Sądu. Słońce i księżyc będą zaćmione, a gwiazdy stracą swój blask. Pan zagrzmi z Syjonu i wyda swój donośny głos z Jeruzalemu, tak że zadrżą niebiosa i ziemia. Lecz dla swojego ludu Pan jest ucieczką i twierdzą dla synów Izraela. I poznacie , że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem, który mieszkam na Syjonie, świętej mojej górze. Wówczas Jeruzalem będzie święte, a obcy już nie będą przez nie przechodzili. W owym dniu góry będą ociekać moszczem, a pagórki opływać mlekiem, i wszystkie potoki judzkie będą pełne wody, a z przybytku Pana wypływać będzie źródło i nawodni Dolinę Akacji. Egipt zamieni się w pustynię, a Edom w goły step z powodu gwałtu zadanego synom Judy, gdyż w ich ziemi przelewali krew niewinną. Lecz Juda będzie zamieszkana po wszystkie czasy, a Jeruzalem po wszystkie pokolenia. I pomszczę ich krew, której dotąd nie pomściłem. A Pan zamieszka na Syjonie."

W dolinie mieści się umowny grób Absaloma, choć trudno tutaj o wiarygodne potwierdzenie informacji. Długa wędrówka z Doliny na Górę Oliwną daje nam się we znaki. Przedzierając się przez cmentarz żydowski, docieramy na jej szczyt. Zatrzymując się by złapać oddech, podziwiamy przepiękną panoramę Jerozolimy. Pamiętam z czasów dzieciństwa fotografię z taką właśnie panoramą. Mamy okazję podziwiać ją w rzeczywistości. Zaraz obok znajduje się Ogród Getsemane, niesamowicie zazieleniony.

"Wtedy idzie Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemane, i mówi do uczniów: Siądźcie tu, a Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił. I wziął z sobą Piotra oraz dwóch synów Zebedeuszowych, i począł się smucić i trwożyć. Wtedy mówi do nich: Smętna jest dusza moja aż do śmierci; pozostańcie tu i czuwajcie ze mną. Potem postąpił nieco dalej, upadł na oblicze swoje, modlił się i mówił: Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty."

Ten dzień to dziesiątki kilometrów pokonanych na nogach. Lewa kostka u nogi daje się we znaki.
Docieramy do Starej Jerozolimy. Szybkie zakupy, kolejny już raz przepyszne falafele, wspólna fotografia ze znanym Arabem, urodzonym w Jerozolimie. Mówi się, że robi najlepsze falafele w Jerozolimie. Polski podróżnik - Cejrowski, w swoim programie poświęconym dla Jerozolimy, również o nim wspominał.

Zatrzymujemy się na placu przy największej synagodze w Jerozolimie, tutaj przyglądamy się codziennemu życiu społeczności żydowskiej. Są i dzieci, i młodzieńcy, i starsi. Cały przekrój. Czujemy się tutaj jak u siebie.
Czas pędzi, dociera do nas świadomość, że to już ostatnie chwile. Pisząc ten post, siedzimy w hotelu czekając do godz. 1.00. Zabierze nas taksówka na lotnisko, ok 5: 30 planowany odlot.
Zostawiam tutaj część swojego serca, jeśli taka będzie Boża wola - ponownie tu wrócimy :)

Izrael II - dzień drugi 22.10.2013

Dzień drugi rozpoczynamy wcześnie rano. W planach jest wiele miejsc do odwiedzenia, choć jak to bywa z planami, zweryfikuje je praktyka.
Około 7.00 przybywamy na dworzec arabski w Jerozolimie, znajdujący się niedaleko Bramy Damasceńskiej.
Tutaj czekamy chwilę na autobus linii 24, przewożący muzułmanów do Autonomii Palestyńskiej z terenu Izraela. W przepełnionym autobusie, większość to studenci Uniwersytetu w Betlejem. Jak się później dowiemy, ta uczelnia stawiana jest, przez młodzież arabską, ponad uczelnie znajdujące się w Izraelu.
W napięciu oczekujemy momentu przybycia do Betlejem, gdzie spotkamy się z naszym przyjacielem Ahmedem Ali Mahmudem Muhammedem Obeyet.
Z daleka widzimy jego rozpromieniony uśmiech, zaskoczył nas dobrze wyhodowaną brodą :)
Uściskom nie ma końca, wokół jego przyjaciele zdziwieni wspólną serdecznością.
Wsiadamy do taksówki, tym razem Mercedesa, jedziemy na początek zwiedzać Hebron. Równocześnie wręczamy Ahmedowi prezent - czerwoną koszulkę z potężnym białym orłem polskim. Brodacz uradowany. W drodze do Hebronu, rozkręcamy się w dyskusji, równocześnie co chwilę zatrzymujemy by fotografować okolice. tereny całkiem odmienne od tych, które znamy z Izraela. Wszędobylska bieda wprawia w zadumę. Nasz przyjaciel opowiada o trudnej sytuacji finansowej, w między czasie stracił pracę taksówkarza, dorabia sobie jeżdżąc samochodem brata.
Ma wizję pracy w Izraelu na okres sześciu miesięcy, by jednak tego dopiąć potrzebuje wykupić ubezpieczenie o wartości około 7.000 szekli, przeliczając na złotówki - 6.300PLN. Dla niego to bariera nie do przeskoczenia. Średnio zarabia 900 szekli miesięcznie.

Docieramy do Hebronu, jest to jedno z najświętszych miast dla społeczności arabskiej i żydowskiej. W tym mieście żył patriarcha obu narodów, czyli dobrze nam znany z Biblii Abraham.
Z małymi problemami przechodzimy przez checkpoint by zwiedzać meczet Ibrahima, strzeżony pilnie przez wojska izraelskie. Jeden z żołnierzy przez chwilę kwestionuje nasze pochodzenie , twierdząc że jesteśmy żydami. Żydzi nie mają wstępu do meczetu od strony arabskiej.
Jesteśmy pierwszy raz wewnątrz meczetu, oprowadza nas kustosz. Opowiada nam przy tym wiele historii z życia społeczności, choć większość z nich wydaje nam się być ubarwiona. Jak na przykład znajdujący się w gablocie rzekomy odcisk stopy Abrahama.
Co ciekawym meczet po jednej stronie należy do muzułmanów, po drugiej zaś już jako synagoga jest miejscem spotkań Żydów.
Po stronie arabskiej są groby Rebeki i Izaaka, natomiast groby Sary i Abrahama są na części wspólnej, choć żadna ze stron nie ma ze sobą bezpośredniego kontaktu. Po godzinnym zwiedzaniu wychodzimy z meczetu. Tutaj pozostawiamy Ahmeda, a sami udajemy się na stronę żydowską. Niestety, jest ona ściśle kontrolowana przez IDF, traktowana jako terytorium Izraela.
W synagodze spędzamy około 30-40 minut, tym razem bez przewodnika, za to wśród ogromu Żydów z całego świata. Spotykamy małżeństwo ortodoksów, wymieniamy serdeczności z żołnierzami izraelskim.

Kolejny etap zwiedzania Hebronu to wizyta u przyjaciół Ahmeda, poczęstowani ichną, bardzo mocną i przesłodzoną herbatą, poznajemy Araba który jest jednym z 26 dzieci najstarszego w Hebronie mieszkańca. Następna atrakcja to bazar. Tutaj handluje się wszystkim, począwszy od żywności po materiały budowlane.
Spontanicznie odwiedzamy zakład fryzjerski, starszy mężczyzna używając brzytwy rozprawia się z moim zarostem.

Hebron to miasto pilnie strzeżone przez Izrael, wokół setki albo i tysiące kamer. W mieszkaniu jednego z przyjaciół Ahmeda, korzystamy z możliwości przebywania na dachu. 15-letni młodzieniec dokładnie pokazuje każdą kamerę, dziesiątki wieżyczek, w każdej z nich uzbrojeni żołnierze. Czujemy wiszące w powietrzu niebezpieczeństwo.
Wracamy w stronę samochodu, przez chwilę zatrzymujemy się na stoisku artysty, który z piasku tworzy obrazy.

Trafiamy do znanej już w Europie farmy Tent of Nation. Prowadzi ją Arab, który nie zgodził się na wysiedlenie ze swej posiadłości. Izrael planował na jej terenie stworzyć kolejną osadę dla nowo przybyłych
Żydów z całego świata, w ramach powrotu do Izraela. Mimo utrudnień jakie co chwilę go spotykają, zaciekle walczy z osadnikami.

W drodze na obiad do domu rodzinnego Ahmeda, zajeżdżamy do słynnej fabryki szkła. Fabryka to mocne nadużycie. To raczej pracownia artystów, którzy używając prowizorycznych narzędzi, tworzą niesamowite kształty. Zaraz obok znajduje się stoisko garncarzy. To niesamowite, móc podziwiać ręczną a przy tym perfekcyjną pracę.

Dojeżdżając już do Betlejem, Ahmed zawozi nas do najstarszego warsztatu samochodowego, wiedząc o moich zainteresowaniach motoryzacją. Poznajemy przemiłego starszego człowieka, który oprowadza nas po swoich włościach. Są tutaj samochodu z początków XX wieku.

Po drodze Ahmed przypomina sobie o akcencie polskim w Betlejem. Jest tutaj jedyna, mieszkająca na stałe, Polka. Prowadzi centrum informacji turystycznej. Zatrzymujemy się tutaj na chwilę. Mieszka w Betlejem od trzech lat, ze swoim mężem - urodzonym w Betlejem.

Czasu coraz mniej, lądujemy u Ahmeda w domu. Witamy się z całą jego rodziną, okazuje się że z utęsknieniem oczekiwali naszego przyjazdu. Od pierwszego spotkania minęło osiem miesięcy. Herbata, kawa, sowity obiad. W miedzy czasie kolejna nauka arabskiego, podziwianie pamiątek Husseina z czasów gdy był palestyńskim policjantem.
Czas mknie, zbliżamy się do godz 20.00, to pora odjazdu ostatniego już, w tym dniu, autobusu do Jerozolimy. Szybko jeszcze zajeżdżamy do cukierni, którą prowadzi rodzina Ahmeda. Poznajemy również jego kuzyna, studiującego przez dziewięć lat, stomatologię na Ukrainie. Jest okazja przypomnieć sobie język rosyjski. To niesamowite, że wszyscy których spotykamy w jednej chwili traktują nas jakbyśmy się znali od lat. Ta serdeczność pozytywnie poraża.

Pożegnanie w tempie ekspresowym, czeka już na nas autobus. Dojeżdżamy do Jerozolimy. Planowaliśmy odwiedzić jeszcze ogród, w którym jest prawdopodobne miejsce pochówku ciała Jezusa. Tym razem nie udało nam się zdążyć.
W planach było również zwiedzanie Ramallah i kąpiel w Morzu Martwym. Plany przekładamy na kolejną wizytę w Izraelu.

Wymęczeni intensywnym dniem, powłócząc nogami, przedzieramy się na drugą stronę Jerozolimy, gdzie stacjonujemy.

"I rzekł Pan do Abrama po odłączeniu się Lota od niego: Podnieś oczy swoje i spojrzyj z miejsca, na którym jesteś, na północ i na południe, i na wschód i na zachód, bo całą tę ziemię, którą widzisz, dam tobie i potomstwu twemu na wieki i rozmnożę potomstwo twoje jak proch ziemi, tak że jeśli kto zdoła policzyć proch ziemi, również potomstwo twoje będzie mogło być policzone. Wstań i przejdź ten kraj wzdłuż i wszerz, bo tobie go dam. Wtedy Abram zwinął namioty i przybył, by zamieszkać w dąbrowie Mamre pod Hebronem. Tam zbudował Panu ołtarz."

poniedziałek, 21 października 2013

Kolejna wizyta w Izraelu - dzień pierwszy 21.10.2013

Dzień za dniem uciekają w szaleńczym pędzie.

Jeszcze niedawno odliczałem miesiące przed kolejnym przyjazdem do Izraela, dziś już tu jesteśmy.
Pobyt jedynie 3-dniowy, choć zapowiada się mocno intensywny.

Lądujemy w Tel Aviv około godz. 3:40 rankiem. Tym razem całkowicie bez przeszkód przechodzimy kontrolę graniczną. Pojawił się jedynie problem logistyczny, rezerwując samochód w jednej z wypożyczalni (tym razem była to europejska sieciówka), nie wiedzieliśmy że podczas wydawania pojazdu pobierana jest kaucja w absurdalnej wartości. Rezygnujemy z samochodu, na rzecz transportów ogólnodostępnych.

W żwawym tempie jedziemy szerutem, coś na wzór busów w Polsce, już przed 6.00 wychodzimy z hotelu by rozpocząć zwiedzanie.

Wczesnym rankiem udajemy się w stronę starej Jerozolimy, ustawiamy się w kolejce by dostać się na Wzgórze Świątynne, na którym postawiona była świątynia. Podczas poprzedniej wizyty nie mieliśmy okazji odwiedzić tego miejsca. Wstęp pilnie strzeżony przez wojsko izraelskie, żaden izraelczyk nie ma wstępu. Wzgórze jest od władaniem muzułmanów, tutaj znajduje się znany meczet Al-Aksa. Ze Wzgórza kierujemy się do bramy, obecnie zwanej Lwią, przy której znajdują się pozostałości po Sadzawce Betesda, zwana również Owczą, od dawnej nazwy bramy. To tutaj Jezus uzdrowił ciężko chorego.

"Potem było święto żydowskie i udał się Jezus do Jerozolimy. A jest w Jerozolimie przy Owczej Bramie sadzawka, zwana po hebrajsku Betesda, mająca pięć krużganków. W nich leżało mnóstwo chorych, ślepych, chromych i wycieńczonych, którzy czekali na poruszenie wody. Od czasu do czasu zstępował bowiem anioł Pana do sadzawki i poruszał wodę. Kto więc po poruszeniu wody pierwszy do niej wstąpił, odzyskiwał zdrowie, jakąkolwiek chorobą był dotknięty. A był tam pewien człowiek, który chorował od trzydziestu ośmiu lat. I gdy Jezus ujrzał go leżącego, i poznał, że już od dłuższego czasu choruje, zapytał go: Chcesz być zdrowy? Odpowiedział mu chory: Panie, nie mam człowieka, który by mnie wrzucił do sadzawki, gdy woda się poruszy; zanim zaś ja sam dojdę, inny przede mną wchodzi. Rzecze mu Jezus: Wstań, weź łoże swoje i chodź. I zaraz ten człowiek odzyskał zdrowie, wziął łoże swoje i chodził. A właśnie tego dnia był sabat."

Wracamy w stronę hotelu, po drodze szybkie jedzenie u znanego nam już Syryjczyka, najsmaczniejsze falafele w Jerozolimie. Z racji, że traktuje nas jak swoich, poczęstował herbatą, o ściśle strzeżonej recepturze. Bardziej mocna niż smaczna :)

Kolejny etap to zwiedzanie pozostałości po Mieście Dawida, zakładamy również że przejdziemy tunel Hiskiasza. Choć z hotelu w okolice Starego Miasta odcinek drogi pieszej nie jest zbyt daleki (8-kilometrowy, w malowniczych okolicznościach), decydujemy się na przejażdżkę autobusem. Jest i przygoda. Bo jakżeby było bez niej? :)
Pewna starsza Pani wysiadając razem z nami, taszczyła ze sobą wózek z zakupami. Piotr pomógł jej wyciągnąć wózek z autobusu. Pani Żydówka, nie wiele myśląc (albo i wiele ;)) szybko przekuła tę sytuację w intratną dla niej. Na migi prosi by przeprowadzić jeszcze wózek przez drogę. Ok, przeprowadzamy. Nagle pokazuje narożnik budynku, w odległości ok 100m. Już wiemy, że chce by wózek przepchać za róg. Ale takich wskazówek było kilka. Po czym Piotr wtaszczył jej wózek na II piętro :) Zrobiliśmy dobry uczynek, przekonując się jednocześnie kolejny już raz, że naród żydowski ma we krwi umiejętność radzenia sobie w sytuacji. Na myśl przyszedł nam Shlomi z poprzedniej wycieczki. Zatem babcia została nazwana Shlomową :)
Na dowód zdjęcie gdy Piotrek taszczy bagaż po stromych schodach, popędzany przez babcię Shlomową:



Cztery kolejne godziny zwiedzamy Miasto Dawida, a raczej jego ruiny i wydrążone w skałach tunele. Większość tuneli łączy ze sobą strategicznie dla owego miasta punkty. Główną jednak dla nas atrakcją jest tunel Hiskiasza.

"Pozostałe zaś sprawy Hiskiasza i cała jego potęga, i to, że zbudował zbiornik na wodę i wodociąg i że doprowadził wodę do miasta, zapisane jest w Księdze Dziejów Królów Judzkich."

Ciekawostką jest to, że tunel drążyły w skale dwie brygady, naprzeciw siebie. Obydwie spotkały się w połowie drogi, podczas jego wykonywania. Niepojętym jest dla nas to, że udało im się tego dokonać. Ale czytając Biblię i doświadczając życie w praktyce, dobrze wiemy, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

"W każde dzieło, którego się podjął, czy to w służbie dla świątyni Bożej, czy też zakonu i przykazań, aby szukano swego Boga, wkładał całe swoje serce, toteż szczęściło mu się."

Tunel ma długość ok 530m, jest zalany wodą. Przez dłuższą jego część brodziliśmy w lodowatej wodzie po kolana. Dobrze to zrobiło, zmęczonym już nogom.
Sytuację z tunelem przenieśliśmy na nasze życie. Często wydaje się nam, że życie jest jak drążenie tunelu. Ciągła niewiadoma. Wciąż nie wiemy jaki wynik tego będzie, kiedy ujrzymy światło dzienne. Ale oddając Bogu swoją przyszłość, dobrze wiemy że on drążąc od drugiej strony zbliża się do nas, tak by spotkać się w idealnym dla nas momencie. W takiej chwili, uświadamiamy sobie że nic bez Bożej woli się nie dzieje.
Tunel na nowo przypomniał mi dziś o tym.
Na koniec wizytujemy Sadzawkę Siloe. Również dobrze znaną z fragmentów Biblii. Wychodząc już kompleksu Miasta Dawida, archeolog tam pracujący zapoznaje nas z najstarszymi monetami znalezionymi podczas wykopalisk.
Są i najmniejsze drachmy, o których mowa w przypowieści o wdowim groszu. Kształtem mniejsze są od naszego, polskiego grosza. Rzeczywiście, bardzo marnie wyglądają. Podobno mniejszych monet na świecie nie ma.

Wracamy na chwilę do hotelu by się odświeżyć, po czym ponownie wracamy w okolice Starego Miasta, leniwie szwendamy się po uliczkach. Kilkadziesiąt razy już przez nas zaliczone, za każdym razem odkrywają przed nami coś nowego. Dziś znaleźliśmy fragment muru również z czasów Hiskiasza, o którym mowa w ks. Izajasza 22:10-11.

"I dokonywaliście oględzin domów w Jeruzalemie, burzyliście domy, aby umocnić mur, (11) zrobiliście też zbiornik między dwoma murami na wodę Starego Stawu, a nie patrzyliście na tego, który go zrobił, i nie widzieliście tego, który go od dawna przygotował."

23:00 to powrót do hotelu, mamy za sobą praktycznie 17h na nogach, wg pobieżnych wyliczeń zrobiliśmy dziś około 40km.
Jutrzejszy dzień równie intensywny, rankiem jedziemy do Autonomii Palestyńskiej, by spotkać się z naszym przyjaciele Ahmedem, po czym udamy się zwiedzić Hebron i być może Ramallah.




środa, 3 kwietnia 2013

Jestem tu, by...

"Przystało bowiem, aby Ten,
dla którego i przez którego istnieje wszystko,
który przywiódł do chwały wielu synów,
sprawcę ich zbawienia uczynił doskonałym przez cierpienia."


Czy można darzyć jeszcze większą miłością?

Żyjemy dniem codziennym, nie zdając sobie czasami z tego sprawy.
Pędzimy wciąż czas próbując wyprzedzić.
Jeden nad drugim ambicjami chce górować.

A Bóg, by przygarnąć nas jako swoje dzieci, jedynego Syna ofiarował na śmierć.
Zaplanował uczynić go doskonałym.
Doskonałym przez cierpienia. Pomimo tego, że był z natury Bogiem.
Posłał go na ziemię, by tutaj przechodząc doświadczenia
malował swym życiem doskonały portret.
Wzór do naśladowania. Jedyny perfekcyjny, bez skazy.
Nie w krzywym zwierciadle widziany.

Czy nie jest tak, że właśnie w tej pogoni o najważniejszym zapominamy?
Osiągnięcia, postępy, kolejne zdobyte trofea.

"Albo co masz, czego nie otrzymałbyś?
A jeśli otrzymałeś, czemu się chlubisz, jakobyś nie otrzymał?"


Dziś, zatrzymując się nad Słowem Bożym, odświeżam tę prawdę.
Jestem tu na chwilę.
Przyszedłem z niczym, nic też ze sobą nie zabiorę.
Ale wiem dlaczego na ten świat przyszedłem.

Jestem tutaj, by zabiegać o coś cudniejszego.
Nierealnego do zdobycia przez materialnego człowieka.

Jestem tutaj, by o Zbawienie zabiegać!

piątek, 1 marca 2013

Wyprzedzając fakty

Tak łatwo mi to przychodzi. Wyprzedzać Boga w działaniu.
Próbować proces Jego kreowania wyzwolić na swój sposób.
A Bóg przecież działa. Nieustannie.

„Rzekł więc do niego:
Wyjdź i stań na górze przed Panem.
A oto Pan przechodził, a wicher potężny i silny,
wstrząsający górami i kruszący skały szedł przed Panem;
lecz w tym wichrze nie było Pana.
A po wichrze było trzęsienie ziemi, lecz w tym trzęsieniu ziemi nie było Pana.
Po trzęsieniu ziemi był ogień, lecz w tym ogniu nie było Pana.

A po ogniu cichy łagodny powiew.”

Wydarzenia mijającego tygodnia mi to przypominają. Nie, to nie wydarzenia.
Bóg poprzez sytuacje jakie mają miejsce.

Dziś przemówił do mnie wersetem z księgi Jeremiasza.
Choć nie raz go pewnie czytałem, dziś mnie dotknął bezpośrednio.

„Jeżeli gdy biegłeś z pieszymi, zmęczyło cię to,
jakże pójdziesz w zawody z rumakami?”

Wyglądam Bożej ingerencji. Wymagam Jego interwencji.
Chcę pędzić z rumakami, nie mając jeszcze ustalonego rytmu w biegu z pieszym.

Z utęsknieniem czekam na zielone światło dla mojej rodziny.
Analizuję każdy sygnał, doszukując się swoich wyobrażeń.
Znów mam potwierdzenie tego, że Boże działanie potrafi być zaskakujące.

Dziwny jesteś Boże. Tak niepojęty dla ludzkiego umysłu. Nieograniczony.
Dziś niespodziewanie odkryłem pomost. Pomost, który przesyła niezakłócone informacje.
Bóg posłużył się pewną osobą, która okazuje się być łącznikiem pomiędzy mną a moją żoną.
Niezakłóconym łącznikiem. W sposób zupełnie nieoczekiwany. Nie tak to sobie wyobrażałem.

Czekałem na trzęsienie ziemi, wicher, być może ogień.
Bóg przyszedł w łagodnym powiewie.

„Jeden jest zakonodawca i Sędzia, Ten który może zbawić i zatracić.
Ty zaś kim jesteś, że osądzasz bliźniego?”

wtorek, 19 lutego 2013

Izrael 2013 - dzien siodmy i ostatni

 Ostatni dzien w Izraelu. Poranek rozpoczynamy zwiedzaniem podziemi swiatyni, poruszamy się wzdluz tunelu, ktory ujawnia kamien wegielny bedacy podstawa zachodniej sciany. Jest tu również posadzka, ktorej wiek liczy okolo 2300 lat. Zwiedzanie trwa okolo godziny. Tygodniowe zmeczenie zaczyna dawac się we znaki, jestesmy na tyle zmeczeni, ze nasze stopy odmawiaja posluszenstwa. Wg usrednionych obliczen, lacznie przez caly tydzien pieszych wedrowek pokonujemy ok. 150km. Dzien mija nam na zwiedzaniu starego miasta, zakupach i przygotowaniach do wyjazdu. W tej chwili oczekujemy na lotnisku na boarding. Planowany wylot z Tel Aviv to 6.00.

To byl bardzo blogoslawiony czas. Intensywnie spedzony, pozwolil nam wyrazniej i glebiej i wyrazniej spojrzec w Ewangelie.

niedziela, 17 lutego 2013

Izrael 2013 - dzien szosty

 Dzisiejszy dzien wydarzeniami przerosl i zaskoczyl wszystkie nasze wyobrazenia.
Powoli skladam mysli by moc ubrac to w slowa.
Bog jest Wszechmogacy, uzyl dzisiejszego dnia na tyle intensywnie by nami wstrzasnac i zrewidowac stereotypy na temat narodu arabskiego.

"Lecz w kazdym narodzie mily mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postepuje"

Do rzeczy...
Zgodnie z planem dziś z samego rana pojawiamy się na arabskim dworcu autobusowym pod Brama Damascenska w Jerozolimie.
Bez przeszkod docieramy do Betlejem. Tutaj na przystanku jest już tlum kierowcow taksowek, ktorzy oferuja swoje uslugi, przewozac turystow po strategicznych punktach dla zwiedzajacych.
Przypomne, ze poruszanie się po Palestynie samochodem na rejestracjach izraelskich jest nie wskazane, a wrecz zabronione, ze wzgledow bezpieczenstwa, przez wladze izraelskie.
Stad popularne taksowki. Mocno się targujemy z kierowcami. Mamy w planach zwiedzenie miasta Betlejem, wyjazd do twierdzy Herodion oraz wizyte w miescie Jerycho.
Finiszujemy targowanie uzyskujac cene za objazd, podobno tak niska, jaka dotad nikomu się nie udawalo. Mianowicie za 200 szekli 27-letni kierowca o imieniu Ahmed Ali Mahmud Muhammed Obeyet zgadza się dziś nam towarzyszyc. Droga rozpoczyna się spokojna rozmowa. Ahmed, slabo mowiacy po angielsku, zaczyna narzekac na brak pracy. Tlumaczy, ze cena na ktora przystal, jest już na granicy oplacalnosci, niestety by moc wyzywic siebie i zone, zmuszony jest jezdzic za taka stawke. W rozmowie pojawia się gorycz i bol. Ma wiele problemow, od pieciu lat staraja się z zona o dziecko, dotad nieskutecznie. Ceny paliw sa coraz drozsze. Nie ma mozliwosci wyjazdu z Betlejem, moze jedynie to robic w trakcie wykonywania pracy. Wyglada na to, ze czuje się jak w getcie. Ostatni raz korzystal z kapieli w Morzu Martwym dziesiec lat wstecz. Mimo, iz mieszka kilkadziesiat km od owego morza, nie stac go na taki luksus. Do tego dolacza się calkowity zakaz wjazdu do Jerozolimy. Gdyby chcial odwiedzic rodzine we Wloszech, musialby zaplacic 100.000 szekli kaucji, czyli okolo 90.000 zlotych.
Pojawia się obraz mlodego czlowieka rozgoryczonego i przytloczonego problemami. Wyglada na to, ze trasa minie nam w takiej atmosferze. Probujemy mu tlumaczyc, ze jest ktos kto moze mu pomoc. Wydaje się jednak to niemozliwym, by przebic się przez fanatyzm muzulmanina. Po zwiedzeniu fortecy Herodion w milczeniu udajemy się do Jerycho, oddalonego o 70km. Ahmed slabo rozumiejacy jezyk angielski, pomylil się w interpretacji i zamiast przywiezc nas do Jerycho, dotarl nad platna plaze nad Morzem Martwym. Tlumaczymy mu gdzie chcemy dojechac, w koncu zrozumial. Jednak w między czasie doszlo do sprzeczki między Ahmedem a Zydowka pracujaca na wspomnianej plazy. Ahmed do swoich problemow dolacza pretensje do narodu izraelskiego. W calkowitym już milczeniu docieramy do Jerycho. Zwiedzamy resztki murow, ktore upadly po zdobyciu Jerycho przez Jozuego. Nastepnie wjezdzamy razem z Ahmedem kolejka linowa, na szczyt skaly, gdzie zwiedzamy wykuty w skale klasztor. Tutaj zaczynaja się powoli lamac lody między nami a naszym kierowca. Tworzy sie między nami nic porozumienia. Pojawia się w nas uczucie wspolczucia, choc dotad traktowalismy wszystkich Arabow jako potencjalnych terrorystow. Wspolna kawa w klasztorze, pozniej problemy z wyjazdem taksowki z parkingu, zblizaja nas do siebie. Na jego ustach pojawia się delikatny usmiech. Jest zaskoczony, gdy jeden z nas dzieli się z nim wlasnym napojem. Widac, ze go to urzeklo. Tak jakby nagle, spadla z niego kamienna maska. Widzimy czlowieka poszukujacego akceptacji i milosci. Od slowa do slowa, pytamy go o typowo arabska kawe, a Ahmed tymczasem pyta czy nie chcielibysmy go odwiedzic u niego w domu. Totalne zaskoczenie, nie tak to sobie planujemy. Wynajmujac taksowkarza, chcemy przeciez się jedynie posluzyc jego mozliwosciami technicznymi. Po chwili zwloki wyrazamy aproboate. A tymczasem pada kolejne pytanie a raczej zaproszenie na wspolny obiad. Obaj jestesmy zszokowani propozycja. Podejmujemy jednak wyzwanie. Wracamy już w bardzo milej atmosferze, obiecujemy modlic się za jego rodzina i problemami, ktore go przytlaczaja. Ahmed po drodze zajezdza do sklepu zrobic zakupy. Przyjezdzamy na miejsce, pod jego dom. Typowe budownictwo, widac wokol biede. Poznajemy jego rodzenstwo - cztery mlodsze siostry i brat. Z wszystkich emanuje tak niesamowite cieplo. Goscinnosc wrecz nas poraza. Kawa, herbata, wspolna nauka jezyka arabskiego, zwiedzanie kazdego zakatka domu, ogladanie rodzinnych pamiatek a na koniec obiad tak obfity, ze stol doslownie ugina się pod ciezarem. Mam lzy w oczach. Dotad patrzylem na tych ludzi nieufnie, a tu spotykam tak sympatycznych. Spotkanie się przeciaga, zbliza się jednak czas wyjazdu. Wymieniamy się kontaktami, Ahmed zaprasza nas do siebie, twierdzac ze miejsca dla co najmniej kilku osob jest pod dostatkiem, chocby na nascie dni. Jestesmy wzruszeni.
Zegnamy się bardzo czule z cala rodzina, tak jakbysmy znali się od lat. To nie do opisania uczucie. Bog zlamal w nas pierwiastek nienawisci, niepotrzebnie w nas zaszczepiony. Widze taka prawdziwa radosc na twarzy Ahmeda, cieszy się jak maly chlopiec. Na poczatku naszego porannego spotkania przybieral postac niedostepnego Araba, na koniec stal się nam przyjacielem.

Wiem, ze polozenie tych ludzi jest bardzo trudne, religia i fanatyzm w ktorym tkwia pozornie daje im sile do przezycia. Ale to tylko maska. Pod nia jest istota, Boze stworzenie potrzebujace milosci. Przyznal sam, ze brakuje mu spokoju ducha. Licze na to, ze uda nam się nawiazac kontakt e-mailowy. Byc moze bedzie mozliwosc zlozenia mu swiadectwa o tym, ze prawdziwy Bog dziala również wsrod muzulmanow, otwierajac im oczy i powolujac do grona dzieci Bozych.

Przeszczesliwi wracamy do hotelu. Dziekujemy Bogu za te mozliwosc. Wierze, ze to nie przypadek sprawil iz moglismy w ten sposob przekazac mu choc iskierke Ojcowskiej milosci.

Zblizamy się już do konca pobytu w Izraelu. Jutrzejszy dzien to ostatni w Jerozolimie.
W planach zwiedzanie muzeum Izraela, instytutu holocaustu Yad Vashem i byc moze w koncu uda nam się zwiedzic Gore Oliwna i Ogrod Getsemane.

Miejcie nas w modlitwach.
Nie zapominajcie również o rodzinach arabskich. Byc moze nadchodzi czas, gdy Bog bedzie chcial i w tej zamknietej strukturze powolywac swoje dzieci.
Korzystajac z okazji polecam lekture ksiazki "Syn Hamasu". Opowiada ona historie jednego z prominentnych dzialaczy muzulmanskiego ruchu oporu, ktory swoje zycie oddal Jezusowi.

Do Polski wylatujemy we wtorek, ok 6.00 czasu ziraelskiego, czyli 5.00 polskiego.

Z Bogiem :)