poniedziałek, 31 grudnia 2012

Jak wiele?

Jak wiele mógłbyś jeszcze stracić by móc zyskać?

Takie pytanie zadał mi jeden z przyjaciół, podczas rozmowy o doświadczeniach.
Wydawałoby się, że to pytanie bez odpowiedzi. Gdzie w końcu jest granica?
Ale czy nie jest tak, że granica "wytrzymałości" z każdym doświadczeniem jest coraz dalej?
Dzięki Jezusowi, zwycięsko przechodzimy poprzednie.
Ale czy już dziękujemy za każde kolejne nadchodzące?

Tak trudno za to dziękować.
Mijający rok to czasy doświadczeń.
Nauczyłem się dziękować Bogu za doświadczenia.
Widzę jak mnie one kształtują. Jak trudny i krnąbrny charakter łamią.
Powoli, ale konsekwentnie.

Mimo wszystko to był WSPANIAŁY rok.
Błogosławiony. Czuję się spełniony, szczęśliwy i pełny nadziei :)

Dzięki mojemu Panu!

Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie,
wiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość,
wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego,
abyście byli doskonali i nienaganni, nie mający żadnych braków.


środa, 26 grudnia 2012

Twierdzą, warowną twierdzą...

Boś Ty skałą moją i twierdzą moją,
Przez wzgląd na imię Twoje będziesz mnie prowadził i wiódł!


Doświadczenia po drodze zdobywane utwierdzają mnie w przekonaniu,
że jedynym prawdziwym i trwałym fundamentem jest mój Pan!
To dzięki niemu doświadczam radości przechodząc trudny okres w życiu.
Dziękuję mojemu Bogu, za doświadczenia które są moim udziałem.
To dzięki nim nabywam cierpliwości :)

Pozostało 47 dni do wyjazdu do Izraela. I tutaj brak cierpliwości jest zrozumiały :)
Z każdym dniem moje myśli są coraz bliżej Izraela.
Jeśli Bóg pozwoli, będziemy mieli możliwość podziwiania m.in. twierdzy Masada.
To starożytna twierdza żydowska znajdująca się na terenie Pustyni Judzkiej,
w niedalekim sąsiedztwie Morza Martwego.
Fortecę szczególnie upodobał sobie Herod, udoskonalając obronność tego miejsca.
Wybudował zbiorniki na wodę i magazyny na zapasy,
co pozwalało na stawianie czoła najeźdźcom przez dłuższy czas.
Twierdza Masada to jeden z ostatnich punktów oporu w walce przeciw Rzymianom, w 73 roku n.e.
Mam nadzieję, że już wkrótce będę mógł się podzielić swoimi wrażeniami
z wizyty w tym niezwykle urokliwym miejscu.












niedziela, 11 listopada 2012

Co dla Ciebie znaczy miłość?

Dokładnie dzisiaj mija dwanaście lat.
Dwanaście lat wstecz, przed Bogiem i świadkami, deklarowałem mojej żonie miłość i wierność.
Doświadczając Bożej miłości pokochałem cudowną Kobietę.
Ale z czasem pozwoliłem sobie wykraść z mego serca prawdziwe źródło miłości.
Materializm, pogoń za przyjemnościami stały się jej substytutem.
Na chwilę i pozornie.
Nie dając tej miłości, zacząłem jej wymagać.
W końcu szukać gdzie indziej.
Zgubiłem to co najcenniejsze.
Skrzywdziłem dzieci, utraciłem najbliższą w życiu mi osobę.

Już wiem, że życie bez Jezusa to równia pochyła.
Powolne, ale konsekwentne ducha umieranie.

Boża miłość dziś wypełnia moje wnętrze.
To ona jest siłą napędową każdego kolejnego dnia.
To ona daje pokój, cierpliwość, wyrozumiałość.

Dziś znam odpowiedź na pytanie, które zadawała mi żona:
"Co dla Ciebie znaczy miłość?"
Wiłem się jak węgorz, próbując ładnie ubrać to w słowa.
Ale moje odpowiedzi zawsze były puste, jedynie ładnie polukrowane.

Żono, jeśli to czytasz - znam odpowiedź.
Choćbym miał udać się na koniec świata, by tam pytanie te usłyszeć.
Zadaj je raz jeszcze...

Cierpliwie czekam na Boże działanie w życiu moim i mojej rodziny.
Wierzę, że nastanie ten dzień gdy Bóg na nowo nas scali,
pozwalając budować na prawdziwym fundamencie.


niedziela, 4 listopada 2012

Ziemia Obiecana

Jeśli Bóg pozwoli, na początku przyszłego roku,
razem z kuzynem, zamierzamy zwiedzić Izrael.
To będzie pierwsza moja wizyta, realizacja marzeń.

Już sama myśl, o zwiedzaniu miejsc po których chodził Jezus
napawa dreszczem przyjemnych emocji.
Miejsc, które dotąd poznawałem podczas lektury Biblii.

Postanawiam więc zmienić po części profil bloga.
Ten blog powstał po to by dzielić się z Wami działaniem Boga w moim życiu.
I takim pozostaje.

Właśnie dzięki temu, że Bóg stanął na mojej drodze - Izrael stał się pasją.
Zatem będę zamieszczał tutaj aktualne informacje ściśle związane z Ziemią Świętą.
Mam nadzieję, że wiedza na bieżąco przeze mnie zdobywana i Was zainteresuje :)




Jedna z uliczek w miejscowości Safed.
Miasto najwyżej położone w Galilei.
O tym mieście nie wzmiankuje ani Stary, ani też Nowy Testament.
Jednak niektórzy bibliści sugerują,
że Safed to miasto położone na górze, o którym mówi Jezus w Ewangelii Mateusza 5:14.

"Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze."

niedziela, 30 września 2012

Odporność na beztroskę.

Bywa, że wszystko wokół jest piękne i spokojne.
Żadnej burzy.
Spokój.
Pojawia się beztroska. Rutyna. Pewność siębie i duma zaczynają kiełkować.
Człowiek gdzieś podświadomie otępia swego ducha, wierząc w swe umiejętności.

Ale burza nadejdzie.
I co wtedy?
Żadne nasze odruchy bezbronne nie pomogą.

Tak łatwo się zapomnieć.
Wpaść w wir obowiązków, przypisując sobie osiągnięcia.
Złudne to.

"Bo beze mnie nic uczynić nie możecie"

Ten fragment przypomina mi,
jak ważnym jest by podczas, gdy tafla naszego życia spokojna i niewzruszona,
dziękować Bogu za jego prowadzenie i opiekę.
By z wdzięcznością codziennie z nim obcować.

Życzę sobie, jak i wszystkim Wam odporności na beztroskę.

"Oczy Pana są na każdym miejscu i śledzą złych i dobrych"


niedziela, 2 września 2012

Jak jeden dzeń...

Miałem dziś zaszczyt brać udział w uroczystości chrztu mojej cioci.
Odkąd pamiętam, od najmłodszych już lat, moja babcia wciąż modliła się za swą córkę.

Od zawsze, jak tylko pamięcią sięgnę,
babcia łzami się zalewała błagając Boga o zbawienie dla jej córki.

Pamiętam jej łzy, troskę, ból i smutek.
Jej ścieżka nie była usłana różami. Prędzej uschniętymi łodygami i cierniami.
Znój i trud wyznaczył jej młodzieńcze lata.
Jej opowieści wyzwalały we mnie współczucie.
Moja babcia nie miała czasu na uśmiechy i radość.
Wciąż pod górkę, wciąż pod wiatr.

Ale poza łzami pamiętam coś więcej.
Pamiętam jej modlitwę i post, pamiętam wciąż wertowane przez nią Słowo Boże.
Przez lata mi powtarzała: miej nadzieję w Panu.
I zawsze Bóg był przy niej. Pomagał, wspierał, przeprowadzał...

Nierzadko pojawiała się myśl: Boże, czy nie widzisz jak babcia cierpi?
Wysłuchaj jej modlitw. Zniecierpliwienie przeplatało się ze zgorzknieniem.
Gdzieś w myślach pojawiały się takie: bezsensowne te modlitwy...

Dziś byłem świadkiem owocu modlitw mojej babci.
Dziś mam, kolejny żywy dowód na to, że nasz Bóg jest Bogiem Wszechmogącym.
Nie tak jak my sobie wyobrazimy Bóg będzie kreował naszą rzeczywistość.
On już tysiące lat wstecz miał akurat ten scenariusz zaplanowany.

On nagradza tych, którzy wiernie w ślad jego idą.
Którzy bezwarunkowo ufają czekając na Boże działanie.

Minęło prawie pięćdziesiąt lat. Litry wylanych łez, tysiące modlitw.
A przy tym pełne zaufanie i wiara w Boże działanie.

Niech to jedno, umiłowani, nie uchodzi uwagi waszej,
że u Pana jeden dzień jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień.



Panie, dziękuję Ci że uczysz mnie zaufania.
Dziękuję, że dajesz mi powody ku temu by bezgranicznie Ci wierzyć.
By codziennie idąc w Twe ślady, nie moją a Twoją wolę wypełniać!



sobota, 1 września 2012

Codziennie w użyciu :)

Dzisiejszy epizod, wydawałoby się prozaiczny, upewnia mnie w przekonaniu,
że winienem być naczyniem Bożym gotowym do użycia. W każdej chwili.

W przedpołudniowych dziś godzinach, odwiedziłem rodzinę w pobliskiej miejscowości.
Okazało się na miejscu, że przy okazji złapałem gumę :)
Udaliśmy się z kuzynem do najbliższego warsztatu wulkanizacyjnego
- niestety w soboty odpoczywają.
Kolejny warsztat jaki był po drodze, to miejsce już zapomniane,
jakby z czasów poprzedniego pokolenia.
Pewnie nie skorzystałbym z oferty tego zakładu, gdyby nie konieczność.

Stojąc w pewnej odległości od człowieka tam pracującego,
rozmawialiśmy z kuzynem o konflikcie palestyńsko-izraelskim.
Wydawało mi się, że odległość jest na tyle duża,
że nasza rozmowa nie będzie nikomu przeszkadzała.
Nagle owy pracownik podszedł do nas, pytając o temat dyskusji.
I tak wywiązała się polemika.
Okazało się, że tenże mężczyzna interesuje się sprawami Bliskiego Wschodu.


Mieliśmy okazję, przedstawić mu spojrzenie na temat od strony Biblii.
Pokazać, że obecny czas to moment gdy zaczynają się wypełniać kolejne proroctwa,
o których czytamy w Słowie Bożym.

Finalnie, mogliśmy wręczyć mu Nowy Testament,
który od pewnego czasu czekał na niego, w schowku samochodu kuzyna.

Na zakończenie spotkania człowiek rzekł:
jak to dobrze porozmawiać z ludźmi, którzy bez inwektyw rozmowę poprowadzić potrafią.

Ot, historyjka. Niby prozaiczna.
Wierzę jednak, że Bóg postawił nas na tamtym miejscu.
Dał nam możliwość, by słowem i życiem zaświadczyć o tym, że należymy do Jezusa.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Oto jestem, poślij mnie.

Minął tydzień ulicznych ewangelizacji,
odbywających się codziennie, w mojej i okolicznych miejscowościach.
To nie wyobrażalne, jak wiele jest serc łaknących Bożego Słowa.
Łzy wzruszenia, chęć rozmowy, potrzeba akceptacji...

Ludzie są pozytywnie zaskoczeni i wstrząśnięci tym,
że postrzegamy naszego Boga tak bezpośrednio.
Dotąd nie wyobrażali sobie, że można z nim, ot tak, rozmawiać.
Zdziwieni, że nie gotowe formułki a żywa,
codzienna rozmowa są sposobem na prawdziwą relację.
Co niektórzy, z niedowierzaniem, doszukują się podstępu.
Są i tacy, co z zazdrością ale i widocznym dystansem,
przyjmują rolę obserwatorów z bezpiecznej odległości.

Od praktycznej strony, doświadczyłem wielkiej potrzeby zwiastowania Dobrej Nowiny.
To odpowiedni moment by odpowiedzieć: Oto jestem!
Przebywanie w "kokonie" własnej społeczności może działać usypiająco.
Czas byśmy wyszli do ludzi.
Świadcząc tak słowem, jak i swoim życiem.
Niech nasza codzienność zacznie porywać najbliższe sąsiedztwo.

Oddaj się Duchowi Świętemu do pełnej dyspozycji.
Podziel się z innymi tym, co dla Ciebie uczynił Bóg.
Czy jest dla Ciebie bardziej cenna nowina, którą chciałbyś się dzielić?
Oby nie!

środa, 22 sierpnia 2012

Ten dzień nastąpi. Zdecydowanie.


Widzenie pochwycenia Kościoła
Dnia 11 grudnia 1952 roku w godzinach przedpołudniowych w domu mojego brata w Bergen (Norwegia) miałem widzenie, którym zostałem bardzo poruszony. Tuż przed tym przeżyciem, zajęty byłem czytaniem książki i w ogóle nie myślałem o pochwyceniu Kościoła. Jednak czułem, że muszę to opisać.
W pierwszym momencie nie wydawało mi się ono czymś od Boga, dlatego odrzuciłem tę myśl w przekonaniu, że chodzi tutaj o wytwór mojej wyobraźni. Jednak godząc się z tymi myślami, nie mogłem znaleźć pokoju. Powiedziałem wtedy Bogu w modlitwie: "Nie mogę sobie tego wszystkiego szczegółowo przypomnieć. Jeżeli więc chcesz , abym to opisał, pozwól mi doświadczyć tego jeszcze raz".
Po tygodniu przeżycie powtórzyło się, była wtedy godzina 22:00. Odczuwałem to tak wyraźnie, jak gdyby ktoś siedział koło mnie i czytał mi wiadomości z jakiejś gazety. Błyskawicznie chwyciłem ołówek i zacząłem notować to na kartkach starej książki kasowej, leżącej akurat obok mnie. Pisałem aż do pierwszej w nocy, po czym zmęczony nie mogłem już dłużej pisać, gdyż miałem wtedy już 79 lat! Prosiłem Boga, abym mógł odpocząć, a jeśli by jeszcze coś miało być spisane, to abym mógł otrzymać to w następnym dniu. Zmęczony położyłem się spać i natychmiast zasnąłem. Po upływie następnego tygodnia widzenie powtórzyło się i było kontynuowane od miejsca, w którym zakończyłem poprzednio. Wierzę, że to co napisałem może obudzić niejedną duszę ze snu duchowego w obecnych czasach.

Widzenie
Jest godzina 9:00 rano. Pani Anderson siedzi przy radiu i słucha audycji dla dzieci. Po upływie kilku minut audycja zostaje nagle przerwana. Nadają sensacyjny meldunek z Oslo. Miasto znalazło się w panice – mówi spiker – policja podaje, że przyczyną tego wszystkiego jest zniknięcie nieokreślonej jeszcze liczby osób, dorosłych jak i dzieci. Władze są bezradne nie mogąc natrafić na żaden ślad po zaginionych. Zwrócono się do członków rodzin o podanie wszystkich informacji o okolicznościach zaginięcia ich bliskich. W ten sposób próbowano znaleźć drogę do poznania tej dziwnej tajemnicy.
Kilka minut później podano, że na placu targowym zniknęło nagle podczas wykonywania swej pracy kilku sprzedawców. Jedna z kobiet oświadczyła, że akurat płaciła za kupione kwiaty, a sprzedawca zaczął szukać reszty i w tym momencie zniknął bez śladu. Usłyszała tylko jak westchnął: „Jezu, dziękuje Ci”. Wydawało się jej, że widziała lekką mgłę, ale po chwili wszystko ustąpiło.
W tym samym momencie, inna młoda kobieta biegając wokoło zaczęła krzyczeć przeraźliwym głosem,: „Ktoś ukradł mi dziecko! To był mój synek, miał osiem miesięcy, gdzie on jest? Gdzie policja?” Policja była nawet w pobliżu, ale cóż mogła uczynić? Jak pomóc? Podobne głosy dochodziły zewsząd – powstał wielki chaos i niepokój. Wielki, gruby sprzedawca wybiegł ze swojego sklepu wołając: „Pomocy, pomocy! Zniknęły mi dwie sprzedawczynie wprost zza lady sklepowej!”
Dziwna rzecz. Meldunki o zniknięciu wielu ludzi zaczęły napływać i z innych miast, takich jak Sztokholm i Kopenhaga, gdzie podobnie jak w Oslo doszło do wybuchu paniki. W każdym wypadku mówiono o zniknięciu ludzi w różnym wieku. Policja czuła się bezradna wobec tego tajemniczego zdarzenia.
Pani Anderson słuchając tych wieści westchnęła: "Mój Boże, cóż to jest?" Wstawszy, wyszła do ogrodu i zatrzymała się przy bramce, patrząc na ulicę po której szła sąsiadka. Pani Holand trzymała dłonie na oczach i szlochając wołała w rozpaczy: „Ruta, Ruta”, a zobaczywszy panią Anderson przetarła swoje oczy i zatrzymała się, pytając: "Nie widziałaś tutaj kogoś obcego, kto by tędy przechodził? Zniknęła moja Ruta! Siedziała przed domem na schodach, gdy ja byłam zajęta przy jednym krzaku róży i nagle zniknęła. Wołam ją, krzyczę, ale nikt mi nie odpowiada. Wydaje mi się, że jednak ktoś jechał ulicą, ale jestem całkiem roztargniona i nie mogę pozbierać myśli. Jakie to wszystko dziwne... Ruta, Ruta! Gdzie jesteś, kto cię zabrał?!" – Płacząc poszła dalej.
W tym momencie do domu wrócił pan Anderson. "Już wróciłeś? – pytała żona – Jest jeszcze bardzo wcześnie, dopiero w pół do dziesiątej?" – "Nie mogłem już dłużej wytrzymać. W naszym zakładzie zrobiło się nagle wielkie zamieszanie. Wielu robotników zniknęło. Przypuszczano, że stał się jakiś wypadek przy pracy, ale szukaliśmy zaginionych i nie znaleźliśmy po nich żadnego śladu. Wtedy jeden z robotników który twierdził że jest prawdziwym chrześcijaninem i chodził na jakieś religijne zgromadzenia, pełen przerażenia zaczął wołać: "To się stało teraz? To się stało teraz?!
"Co się stało?" – pytaliśmy go. Odparł nam, że "Jezus zabrał swoich ludzi", załamawszy ręce zaczął płakać i mówić dalej: "A ja tu zostałem! Zostałem tutaj!" Prosiłem go, aby się uspokoił i nie mówił takich bredni, ale on był coraz bardziej zrozpaczony. Straszne było słuchanie tego człowieka. Z pewnością nie tylko on popadł w takie zwątpienie. Będziemy dziś dłużej pracować, żeby nadrobić stracony czas."
W mieście sytuacja była równie tragiczna. Komunikacja była zablokowana, bowiem wielu kierowców autobusów, samochodów ciężarowych i osobowych również zniknęło, zostawiając w bezruchu swoje pojazdy. Zatrzymywały się tramwaje i taksówki, zalegając długim szeregiem ulice. Ludzie biegali na wpół obłąkani szukając swych krewnych i znajomych.
Pan Anderson wraz z małżonką weszli do domu i nastawili lokalne wiadomości radiowe. "Ze wszystkich stron świata donoszą o zniknięciu ludzi. Od rana dzwonią telefony, przekazywane są meldunki i pytania na temat tych dziwnych wydarzeń. Depesze donoszą, że również na wielu statkach zniknęli marynarze. W szpitalach personel jest przerażony, szczególnie na oddziałach położniczych, gdzie wiele matek rozpacza po stracie nowo narodzonych niemowląt i brakuje też niektórych osób w domach starców."
O godzinie 11:00 podano z Londynu, że około godziny dziewiątej w całej Wielkiej Brytanii zniknęli niektórzy dorośli i dzieci, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Nikt z zaginionych nie został odnaleziony. Wszystko to jest wielką tajemnicą.
Kilku pastorów zwołało swoich członków zboru stwierdzając, że zaginęli najbardziej pobożni i wierni spośród nich. Wśród poszukiwanych było również kilku pastorów i kaznodziei. Biskup pewnego większego ugrupowania religijnego zwołał na wieczór spotkanie ze swoimi pastorami i kaznodziejami.
Po upływie trzech i pół godziny od nadania pierwszej informacji z Oslo, zaczęły napływać nowe wieści z różnych krajów i kontynentów. Z dalekiego wschodu i z Korei, przychodzą najbardziej poruszające wiadomości. Tam ilość zaginionych szacuje się na wiele setek tysięcy.
Jest rzeczą wręcz niemożliwą opisać wydarzenia, które działy się w pierwszych godzinach. Wielka liczba ludzi doznała szoku. Wielu innych biegało po ulicy załamując swe ręce i szukając bliskich. Najbardziej poruszający jest widok matek, które straciły swe dzieci. Wśród tłumu znajduje się też wielu takich, którzy w tym wszystkim przeklinają. Jakiś mężczyzna biegnie ulicą machając rękami i woła : "Uważajcie, uważajcie! Wszyscy będziemy wkrótce zabrani!" – biedny postradał zmysły.
Na rogu starsza pani, złożywszy dłonie, patrzy w niebo i mówi jakby sama do siebie:" O nie, jeżeli nie daliśmy się przygotować tak, byśmy mogli być zabrani, to teraz, w tym stanie, nikt więcej nie zostanie tam pochwycony. Panie Boże! Jezu! Pomóż nam! Tak, to się teraz stało, to się teraz stało. Starałam się prowadzić życie religijne, ale myślałam, że On tak szybko nie przyjdzie. Nie brałam tego tak zupełnie serio..."
Dyrekcja kolei doniosła, że jak na razie nie doszło do żadnego nieszczęścia, czy katastrofy. Tylko jeden pociąg zatrzymał się na trasie pozbawiony kierownika i konduktora. Wydano też rozporządzenie, aby służby kolei sprawdziły na wszystkich przejazdach kolejowych, czy wzdłuż torów nie znajdują się jacyś poszukiwani pasażerowie, którzy w nieznany sposób zniknęli z pociągów. Podobnej treści informacje docierają z fiordów, gdzie również zauważono zniknięcia z łodzi niektórych rybaków.
Dopiero wieczorem podano coś w rodzaju wyjaśnienia, zwracając się z apelem do społeczeństwa o zachowanie spokoju i porządku. Władze wraz z policją próbują ustalić liczbę zaginionych ludzi. Ta niezwykła sytuacja zaabsorbowała nawet umysły wielu uczonych, a przede wszystkim prognostyków, którzy usiłują dociec przyczyny zaistniałych wydarzeń.
Z USA dotarły informacje o zaistnieniu tam podobnej sytuacji. z tym że, doszło tam do znacznie większego zamieszania w komunikacji z powodu tajemniczego zniknięcia wielu osób. Wielu ludzi z niecierpliwością oczekuje wiadomości porannych, które powinny przynieść bardziej obszerny przegląd tych wyrywkowych informacji docierających do tej pory niemal z całego świata.
Jest godzina 22:00. Z dotychczasowych informacji jasno wynika, że nie jest to odosobniona sytuacja, lecz że ogarnęła ona w podobny sposób cały świat. Dotychczasowe informacje docierały tylko z większych miast, teraz zaczynają docierać też informacje z rejonów wiejskich.
Niepokój ogarnął całą ziemię, w równym stopniu obie półkule. Nikt z ludzi nie miał ochoty udać się tej nocy na spoczynek. Na ulicach mnożyły się liczne grupki ludzi dyskutujących o tym, co zaszło. Niektórych jednak zaczyna to doprowadzać do histerii. Coraz częściej słychać głosy, że to co się stało, ma ścisły związek z chrześcijaństwem i jego wyznawcami. Ci, którzy znali zaginionych, w porozumieniu z ich rodzinami są zdania, że dotyczy to tylko fanatyków i niewinnych dzieci.
Jeden z pracowników wiejskiego browaru doszedł wieczorem do takiego wniosku: "Tak, Eususa Olmsena już nie ma! Teraz będzie mu się wspaniale powodziło, tak jak tutaj nieraz mówił w swych kazaniach, że Jezus wkrótce przyjdzie i go zabierze". – "To prawda'' odpowiedzieli inni – wśród nas był również taki i również zniknął. A teraz? Władze z pewnością zajmą się tym. Przypuszczalnie zakażą wszystkiego, co związane jest z religią tak, że coś podobnego już się nigdy nie powtórzy." "Na pewno! przytaknął ktoś z grupy. Ci chrześcijanie mieli jednak rację, przewidzieli to. Gdybyśmy ich wtedy posłuchali, mielibyśmy się zapewne lepiej niż tu, w tym piekielnym zamieszaniu. Lecz teraz trzeba nam dalej żyć, a to z pewnością będzie o wiele trudniejsze i gorsze." – "O, ty wierzyłeś w nich, właściwie to miałeś iść razem z nimi, gdy byli zabierani", westchnął ktoś. –"Chciałbym, żeby tak było" odpowiedział i odszedł.
Następny dzień nie przyniósł nic nowego, ani żadnych szczególnie rewelacyjnych doniesień. Wszystkie stacje podawały, że jest to i nadal pozostaje niewyjaśniona tajemnica.
Na zwołanym wieczorem zebraniu kaznodziei i pastorów okazało się, że wielu z nich brakuje. Wśród pozostałych panował nerwowy i ponury nastrój. Wielu czuło się bardzo nieszczęśliwymi. Nie mieli bowiem oni najmniejszej wątpliwości, że to co zaszło było przepowiedzianym pochwyceniem Kościoła-Oblubienicy. Niektórzy z nich stwierdzili, że pomimo zdobycia wykształcenia teologicznego i częstego studiowania Słowa Bożego, nigdy nie myśleli, że to się stanie w taki sposób. Nowo narodzenie było dla nich czymś nieznanym, obcym, o ileż bardziej posiadanie Ducha dziedzictwa Bożego. Jeden z młodych pastorów stwierdził wprost: "Nie uczono nas w taki sposób. Wykładowcy nigdy nam nie mówili, że wydarzy się to, co przeżyliśmy dziś rano."
Dziennikarze przyznali, że istnieje wyraźna potrzeba dyskusji, lecz umysły są zbyt wstrząśnięte, by mogły o tym rozsądnie rozmawiać. W odpowiedzi na apel policji, aby ludność zgłaszała swoje opinie o zaistniałych faktach, większość zebranych pastorów i kaznodziei postanowiła sporządzić meldunek zgodny z ich przekonaniem, w którym wspólnie stwierdzili, że to co zaistniało, można uważać za przepowiadane przez Biblię pochwycenie Kościoła. To było wszystko, co mogli do tego momentu stwierdzić. Policja nie podała jednak do publicznej wiadomości wypowiedzi pastorów, ponieważ przekonana była, że jest to owoc histerycznej, wyprowadzonej z równowagi wyobraźni.
Wydarzenie to jednak było tak wielkiej wagi państwowej, że sprawę przejął w swoje ręce rząd, który stwierdził, że skoro to wszystko powiązane jest z chrześcijaństwem, to aż do momentu lepszego rozeznania całości zagadnienia i wyjaśnienia tej tajemnicy, powinny być zamknięte i zawieszone w swej działalności wszystkie kościoły i zgromadzenia religijne. Ponieważ sprawa ta dotyczy wszystkich narodów, dlatego konieczne jest zajęcie tutaj wspólnego stanowiska po dokładnym zbadaniu sprawy przez nadzwyczajne, międzynarodowe zgromadzenie.
Wśród wielu chrześcijan zapanowało ogólne przygnębienie. Wczoraj wbrew zakazowi, wszystkie kościoły i kaplice były zapełnione, lecz w niektórych brakowało przełożonych oraz wielu członków. W niektórych wspólnotach religijnych zgromadziło się bardzo mało wiernych, lecz przybyło wielu sympatyków stojących dotychczas z boku; byli to przeważnie ci, których spotkało nieszczęście z powodu utraty swoich bliskich i krewnych.
Wszyscy zgromadzeni chcieli słuchać Słowa Bożego, lecz zostało ono również zabrane. Niektórzy próbowali coś przeczytać, ale stwierdzali, że nic z tego nie pojmują. Podawali więc Biblię innym, którzy z kolei stwierdzali, że w ogóle nie mogą jej czytać. Wielu ludzi zaczęło płakać, inni zaś opuszczali zgromadzenie zawiedzeni brakiem jakichkolwiek godnych uwagi wyjaśnień. Ci zaś, którzy przyszli na spotkanie szukać pomocy Bożej, odchodzili w najwyższym stopniu zawiedzeni i nieszczęśliwi.
Większość zgromadzeń ogarnął, panujący wszędzie, chaos i zamieszanie. Stojący gdzieś z boku mężczyzna z zaciśniętymi pięściami krzyczał do kaznodziei: "To twoja wina, że tak wielu z nas pozostało. Nigdy nam nie mówiłeś, że Jezus przyjdzie wkrótce i zabierze swoich do siebie. A jeszcze mniej mówiłeś nam o konieczności posiadania Ducha Świętego i pojednania się z Bogiem. Teraz dopiero wiem i widzę, że to co mnie tutaj zatrzymało, to były niewielkie drobiazgi, ale... ale Boże, bądź miłościw..." – "Uspokój się'' wołał kaznodzieja – ''uważam, że wykonałem swe obowiązki wobec was." Wszyscy oni pukali do drzwi, lecz te były zamknięte. Nie sposób opisać tej sytuacji. Ludzie czuli, że stoją w obliczu strasznej przyszłości. Grozę czuć było w powietrzu, zniknęła też wszelka nadzieja gdyż drzwi były już zamknięte.
Teraz jednak pukały w nie te osoby, które dotychczas były zadowolone z wypowiadania pustych chrześcijańskich deklaracji i frazesów, czy z letniego sposobu życia. Jedni utrzymywali kontakt z chrześcijaństwem ze względów towarzyskich, inni z uwagi na swoją pracę lub wyznaczone zadanie. Wszyscy byli jednak nieodrodzeni, bez dziedzictwa Bożego, a więc bez prawa dziedziczenia. Jednym słowem, dla wielu z nich życie Kościoła było tylko czymś w rodzaju pasji lub przyjemnym albo najwłaściwszym spędzeniem wolnego czasu. Teraz wszyscy oni pukali w zamknięte drzwi wołając: "Panie, Panie otwórz nam". Na domiar złego, zaczęto mówić o możliwości wybuchu w każdej chwili wielkiej wojny światowej.
Problem pochwycenia chrześcijan doprowadza do szybkiej reakcji władz, które zgodnie z międzynarodowymi uzgodnieniami zabroniły całkowicie praktykowania i uczestniczenia w jakichkolwiek obrzędach religijnych, zakazując pod groźbą kary śmierci wspominania imienia Jezus. Narody i kraje miały być oczyszczone od wszelkich śladów chrześcijaństwa i z tego wszystkiego, co w najmniejszym stopniu przypominało Chrystusa. Znaczna ilość z pozostałych na ziemi chrześcijan wciąż jednak, pomimo zakazów, wołała do Boga. Tych aresztowano i po przesłuchaniu z zastosowaniem najstraszniejszych tortur skazywano na śmierć. "Jeżeli przeklniesz Jezusa i zaprzesz się Go, możesz uratować swoje życie!" padały propozycje dla wielu z nich. Stali oni przed wyborem życia lub śmierci. Tysiące tych ludzi wytrwało i nie zaparło się Jezusa, ginęli więc masowo. Nie przysługiwało im już żadne prawo obrony.
Biada ziemi i tym, którzy na niej mieszkają. Wśród aresztowanych znaleźli się jednak też tacy, którzy tej próby nie wytrzymali i poddali się. Książę tego świata opanował całą ziemię.
Zgodnie z tym, co mówi Ewangelia Łukasza 21:16–17 krewni wzajemnie wydawali jedni drugich, skazując ich na śmierć:

"Będą was wydawać rodzice i bracia, krewni i przyjaciele, będą nawet zabijać niektórych z was. Będziecie wtedy znienawidzeni przez wszystkich przez imię moje" (Łuk 21:16-17)
Tego nie da się opisać. Bóg jednak opisał to Janowi, mówiąc, że wołaniem tych nieszczęśliwych było: "Panie! Skróć te dni'', gdyż wszelki sprzeciw oznaczał wtedy śmierć.
W różnych krajach z różnym natężeniem przystąpiono do realizacji powyższych postanowień odnośnie chrześcijaństwa. Tak więc rozpoczął się czas najstraszniejszego ucisku w historii ludzkości.
''Kochany przyjacielu! Nie ryzykuj tego, że mógłbyś być pozostawionym tutaj! Stań przed obliczem Wszechmogącego Boga i poproś Go o łaskę. Dzisiaj jest jeszcze czas. Dzisiaj jeszcze możesz być zaliczony do rodziny dzieci Bożych, jako własność Jezusa, jako członek żywego Kościoła, a wtedy – w dniu gdy przyjdzie Pan – pójdziesz wraz z innymi tam, dokąd Jezus zabierze swych wiernych naśladowców.
Olaf Rodge

"Był w Izraelu pewien dostojnik żydowski, faryzeusz o imieniu Nikodem. Przyszedł On do Jezusa w nocy i rzekł: Mistrzu! Wiemy, że przyszedłeś od Boga jako nauczyciel; gdyż nikt nie mógłby czynić takich cudów jakie Ty czynisz, jeśliby Bóg nie byłby z nim.
Odpowiadając mu, Jezus rzekł: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego.
Rzekł mu Nikodem: Jak się może człowiek narodzić na nowo, gdy jest stary? Czyż może powtórnie wejść do łona matki swojej i powtórnie się urodzić?
Odpowiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego. Gdyż to, co się narodziło z ciała, jest ciałem, a to co się narodzi z Ducha, jest duchem. Nie dziw się, że ci powiedziałem: Musicie się na nowo narodzić."
(Ewangelia Jana 3:1-7)

Artykuł pochodzi ze strony www.chlebznieba.pl

czwartek, 16 sierpnia 2012

Aż dotąd prowadził mnie Bóg!

Mija rok, od kiedy z radością kroczę drogą za moim Panem.
Droga pełna niespodzianek, wyżyn, dolin, wydawałoby się przepaści..
A mimo to drogą pełną Bożych błogosławieństw...

Dziś czytając Biblię trafiłem na miejsce, które odkryłem równo rok wstecz.

"Zaufaj Panu i czyń dobrze,
Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność!
Rozkoszuj się Panem,
A da ci, czego życzy sobie serce twoje!
Powierz Panu drogę swoją,
Zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni.
Wyniesie jak światło sprawiedliwość twoją,
A prawo twoje jak słońce w południe.
Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję.
Nie gniewaj się na tego, któremu się szczęści,
Na człowieka, który knuje złe zamiary!
Zaprzestań gniewu i zaniechaj zapalczywości!
Nie gniewaj się gdyż to wiedzie do złego...
Bo niegodziwcy będą wytępieni,
Ci zaś, którzy pokładają nadzieję w Panu, odziedziczą ziemię."

Cały dzień dziś w myślach pytałem:
Boże, ile jeszcze mam znieść?
Jak długo jeszcze czekać? Przez co każesz mi jeszcze przechodzić?
Tak często zadaję pytania, niepotrzebnie. Często nierozważnie...

Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję.

Prosty przepis.
Mija rok, a moja niecierpliwość zaczyna dawać znać o sobie.
I tutaj widzę obraz mojej babci.
Całe życie oczekiwała. Nie rok, nie dwa.
Wciąż z nadzieją, wciąż niestrudzenie pokładała w Bogu swą nadzieję.
Przemija już jej wędrówka tu na ziemi.
Jak daleko sięgnę pamięcią, babcię widzę modlącą się i płaczącą.
Ale zawsze pełną nadziei w Boże działanie.
I wciąż mi powtarzała: ufaj Panu!

Dziś ona może oglądać owoce swych modlitw.
To niesamowite. Całe doczesne życie oczekiwała. Nie zawiodła się!

Moja babcia jest dla mnie żywym przykładem, na to że warto ufać Bogu.

Zaczyna we mnie rozbrzmiewać cudowna pieśń:
Kto zaufa Panu nie zawiedzie się!

czwartek, 19 lipca 2012

Górny kraju mój...

Gdy myślę o niebie by znaleźć się tam
Gdzie w swej chwale przebywa nasz Pan
Złote ulice lśnią pięknym blaskiem swym
Ja pragnę być już z nim

Jeruzalemie, górny kraju mój
To Twój blask przyświeca myśli mej

Jeruzalemie, górny kraju mój
Ja chcę tam w chwale być Twej

Tam smutku nie będzie, ni płaczu, bólu, łez
Tam nasz Pan przebywa w chwale swej
W nim wieczna radość i szczęście pokój trwa
Tego pragnie dusza ma!


Uwielbiam tę pieśń. To swego rodzaju hymn tęsknoty.
Tak, chciałoby się znaleźć już tam, gdzie wieczna radość i szczęście będą.
I tylko Bóg jeden wie, jak długa droga do tegoż raju.
Ileż to jeszcze przyjdzie się wspinać, by osiągnąć ten wymarzony cel.

Choć po drodze ogrom, wydawałoby się niewyobrażalnych rozmiarów, problemów
Żyję pewnością, że każdy mój kolejny dzień przechodzę z moim Zbawicielem!

Wczorajszy zamach terrorystyczny na grupę Izraelitów,
przywołał w pamięci właśnie ten hymn.
Ileż to naród Boży, doświadczać będzie jeszcze na tej ziemi płaczu, bólu, łez.
Nie wiemy co przyniesie kolejny dzień, nikt nie wie jak potoczą się dzieje.

Ale Bóg obiecał, że swą wybraną garstkę zbierze z całej ziemi
I zabierze nas do górnego kraju, do którego tęskni moja dusza.

Trwajmy więc na tej ziemi, wiodąc skruszone i pokorne życie,
A w nagrodę otrzymamy najcudowniejsze lokum,
jakiego nasze marzenia nawet w jednym promilu wykreować nie potrafią :)

niedziela, 17 czerwca 2012

Zaufania ciąg dalszy

Zaufanie to przewodni temat w mojej relacji z Bogiem.
Codzienne, praktyczne zajęcia o tym mi przypominają.
Lekcje pokory jakich doświadczam uczą mnie właśnie zaufania.

Bóg realizuje plan co do mojej osoby.
Wytrwale kształci mój charakter, przeprowadzając przez kolejne doświadczenia.

Dziś w rozmowie z pewną osobą ze społeczności usłyszałem:
"prawdziwe perły rodzą się w bólu".
Każdy z nas, jest w oczach Boga, taką właśnie cenną perłą.
Warto oddać się jemu całkowicie,
by wraz z zaufaniem zyskiwać pełnię wiary w Boże kierownictwo i działanie.

Widzę, jak wielkie skutki odnosi efekt bezwarunkowego odruchu - zaufania bezgranicznego.
Bóg daje mi siły, by przejść kolejne doświadczenie, kolejną dolinę.

To zaufanie pozwala mi przyjmować wszystkie,
dosłownie WSZYSTKIE obietnice jakie Bóg mi daje.
Przyjmować je jako pewnik, jako fakt który zaistnieje w przyszłości.

Studiując wczoraj księgę Micheasza, taką oto wspaniałą obietnicę odkryłem:
Na pewno zbiorę całego Jakuba, na pewno zgromadzę resztkę Izraela.
Skupię go jak owce w ogrodzeniu,
jak trzodę na wygonie, i będzie to gwarny tłum ludzi.
Przed nimi pójdzie ten, który będzie łamał szyki,
przełamie opór na przedzie, przejdą przez bramę i wyjdą.
Przed nimi będzie kroczył ich Król, a Pan będzie na ich czele.



Życzę Wam wytrwałości w wędrówce za Panem.
Gwarantuję, że się nie zawiedziecie.
Nieraz stwierdzicie: warto było cierpliwie poczekać i zaufać.

Nasz Bóg jest Bogiem Wszechmogącym.
EL SHADDAI!!


sobota, 16 czerwca 2012

Bezgraniczne zaufanie

Specjalnymi pociągami z Toronto do Buffalo tysiące ludzi przyjechało 30 czerwca 1858 roku w okolice wodospadu Niagara po to, aby obejrzeć widowisko mrożące krew w żyłach. Nad grzmiącymi kaskadami rozbijającej się o skały wody, od brzegu do brzegu została rozciągnięta lina o długości 335m. Tego dnia miał po niej przejść najsławniejszy linoskoczek świata - Charles Blondin.
Rozpoczęło się widowisko. Balansując swoją  tyczką, Charles Blondin stanął na linie i przy akompaniamencie huczących wód przeszedł na drugi brzeg.
Stojąc na przeciwko ogarniętego ferworem tłumu Charles zapytał: "Czy wierzycie, że mogę przenieść człowieka na drugi brzeg?". Wierzymy - odpowiedziało zgodnie niczym jeden mąż kilkaset osób. "To dobrze" - powiedział linoskoczek - "wobec tego proszę, aby wystąpił ochotnik, którego przeniosę nad wodospadem na moich barkach".
W ciszy, która zapanowała było słychać coś elektryzującego, tak iż ludzie zaczęli odczuwać mrowienie w plecach. Stojący nie co dalej co rusz trwożnie szeptali między sobą szarpiąc za rękaw najbliższego sąsiada, nie będąc pewni do końca, czy dobrze słyszeli, czy to huk wodospadu zniekształcił słowa. Ale linoskoczek zwrócił się do najbliżej stojącego młodego mężczyzny. "Czy pozwoli pan przenieść się na drugi brzeg?" - zapytał. "Ależ pan chyba oszalał, przecież to śmiertelne zagrożenie życia" - odpowiedział zapytany, i natychmiast odwróciwszy się na pięcie zniknął w tłumie.
"A pan?"- zapytał Blondin, swojego impresario Henryka Colcorda. "Czy pan wierzy, że mogę przenieść pana na drugą stronę?" "Wierzę" - odpowiedział. "Czy pan zaufa mi?" "Tak" - odrzekła po prostu Colcord. I stało się. Tłum zakołysał się gwałtownie, jakby w statek na otwartym morzu uderzyła powracająca fala. Wyruszyli. Lina ugięła się pod ciężarem. Krok za krokiem, wolno, ale pewnie, bez wahania, dwóch ludzi przesuwało się po linie jeden na barkach drugiego. Minęli już środek. Pod ich stopami z pieniącej się białej wody sterczały ku górze, groźne ponure skały.
Z ogromnym wysiłkiem zbliżali się do kanadyjskiego brzegu. Nagle jakiś kiepski dowcipniś szarpnął linę, tak że niebezpiecznie się zakołysała. Blondin rozkazał Colcordowi zejść ze swoich ramion, co też uczynił, stając jedną noga na linie i trzymając się barków linoskoczka. "Henryku" - powiedział Blondin, - już nie jest pan więcej Colcordem, lecz jest pan teraz moją cząstką. Jeśli ja się zakołyszę, ty uczyń to samo, ale nie próbuj sam zachować równowagi, bo inaczej obaj zginiemy. Colcord z powrotem wspiął się na barki Blondina. Lina wciąż kołysała się złowróżebnie. Blondin ruszył przesuwając się do przodu najszybciej jak tylko to było możliwe. Od niego zależało życie człowieka, który mu zaufał, a który teraz rozpaczliwie wszczepiał się w jego ciało, niemal drąc koszulę i pozostawiając na ciele, fioletowe ślady, ludzkich zaciśniętych rąk. Udało się. Charles Blondin postawił swoje stopy na twardym gruncie skraju urwiska, który zarówno dla niego jaki jego towarzysza okazał się brzegiem życia.
Nad przepaścią pomiędzy doczesnością a wiecznością, jest rozpięta długa linia zbawienia, której nikt nie może zerwać. Niemniej jednak przejść po niej można tylko przy pomocy Jezusa Chrystusa. Być może słyszałeś już o tym, i nawet wierzysz w to, podobnie jak setki widzów wierzyło w umiejętności Charlesa Blondina nad wodospadem Niagara. Być może sympatyzujesz nawet z tym, który jako pierwszy przeszedł z brzegu śmierci na brzeg życia, kładąc krzyż jak pomost nad przepaścią niemożliwości. Lecz dopóki nie powierzysz swego życia Zbawcy i nie podporządkujesz się Jego poleceniom, dopóty nie będziesz mógł się przedostać na drugi brzeg, chociaż Bóg świadkiem, że pragniesz tego w głębi duszy. Wiara bez uczynków jest martwa jak ziarno, które leży na skale, jak drzewo pustyni, co korzeniami nie sięga do wody. Zatrzymaj się i przemyśl to. Spokojnie i na chłodno. A następnie podejmij właściwą decyzję. Niechaj definitywnym aktem Twojej woli będzie zaufanie Panu Jezusowi. Jeśli to uczynisz, będziesz zbawiony. Tak, uczyń, to uczyń to teraz. Amen.
Każdy człowiek może spotkać się z Jezusem. On żyje! Jeżeli chcesz Go widzieć, włóż w to tyle pragnienia i wysiłku co Zacheusz /Ew.Łuk.19.2-7/. Jeśli chcesz wiedzieć gdzie mieszka, to idź za nim jak Andrzej i Jan /Ew.Jn.1.35-40/. Jeżeli jesteś w potrzebie zawołaj w modlitwie jak Piotr /Ew. Mat. 14.25-30/, a On ci pomoże. Rozpoczniesz nowy dzień, nowego życia - które się nigdy nie skończy.
Drogi przyjacielu masz dwie logiczne możliwości: albo zlekceważysz przesłanie tego traktatu, albo odpowiesz na głos przemawiającego do Ciebie w ten sposób Jezusa. Jeśli chcesz zmienić swoje dotychczasowe życie i przyjąć zbawienie, to uwierz w Pana Jezusa Chrystusa i daj się ochrzcić. Poproś Zbawiciela, aby wkroczył w twoje życie i oczyścił cię raz na zawsze z grzechu oraz dał moc do nowego życia. Jeśli szczerze zwrócisz się do Niego, On na pewno odpowie na twoją modlitwę.
A jeśli uczyniłeś już ten krok, to wiedz, że nie jesteś sam. Blisko ciebie znajdują się ludzie oddani Chrystusowi.

Artykuł ze strony Radia Pielgrzym.

niedziela, 10 czerwca 2012

Pozwólcie dzieciom...

Systematycznie, w grupie z chrześcijanami z mojej miejscowości,
bywam w ośrodku dla osób bezdomnych.
Ośrodek prowadzony jest przez wierzących z naszych okolic.
Dziś miałem możliwość złożyć im wizytę również z moimi dziećmi.

Wydawało mi się wcześniej, że niekoniecznie jest to dobre miejsce,
do którego winienem zabierać dzieci.
Sploty wydarzeń i sytuacji spowodowały, że była okazja ku temu by pokazać im to ranczo.
Otrzymałem dziś namacalny dowód na to, że warto było.

W drodze powrotnej do domu wywiązała się rozmowa.
Dzieci słyszały tam świadectwa osób, których życie zmienił Bóg.
Same zaczęły zadawać pytania, których wcześniej nie aranżowały z taką dociekliwością.

- Tato, co to znaczy urodzić się od nowa?
- A czy Ty też słyszałeś głos Boga?
- Czy Ci bezdomni, gdy już się nawrócą to już nie są bezdomnymi?
- Co to znaczy, że Pan Gienek zmienił swoje życie?
- A jak ktoś pije i pali to może być dzieckiem Bożym?

Ich szczerość mnie ujęła.
Cieszę się, że miałem możliwość zabrać swe dzieci do tego ośrodka.
Mogły zobaczyć życie o innych barwach, niż to do którego są przyzwyczajone.
A ja tym samym miałem kolejną okazję by im zaświadczyć o tym, że warto oddać swe życie Bogu.
Sytuacje, kiedy to one same zaczynają pytać i drążyć, coraz częściej się powtarzają.

Wierzę, że Bóg zaczyna poruszać ich serduszka.
Nasze codzienne wieczorne rozmowy przy Biblii i modlitwy zaczynają przynosić owoc.

Zauważam jak ważnym jest by, poświęcać systematycznie czas dla naszych pociech.
Minęło już prawie dziesięć miesięcy, jak razem z dziećmi staramy się każdego dnia studiować Biblię.
Rozpoczęliśmy od stworzenia świata, a w tej chwili kończymy I księgę Kronik.
Zasiewane ziarna zaczynają kiełkować :)

Poświęcajcie czas swym pociechom, kosztem innych na pozór baaardzo waaażnych spraw!

Pozwólcie dziatkom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im,
albowiem takich jest Królestwo Boże.

czwartek, 24 maja 2012

Upał nie straszny...

Dawno nic nie pisałem.
Co nie oznacza, że u mnie stagnacja.
Codziennie doświadczamy kolejnych lekcji w Bożej Szkole Życia.

Wiele się dzieje wokół mojej osoby.
On mnie wzmacnia gdy przechodzę trudne chwile.
W ostatnim okresie zaliczyłem kilka sytuacji, które chciałem na swój sposób rozwiązać.

Ale Bóg mnie uczy polegania na nim całkowicie.
I właśnie w jednej z takich sytuacji, okazało się, że to Boża wola a nie moja się wypełnia!
Analizując minione wydarzenie, dziękuję mu, że kolejny raz się o mnie zatroszczył.

Wydawać się z boku mogło, że powinienem wziąć sprawy w swoje ręce.
Zacząć działać, walczyć o swoje.

Mimo wszystko powierzyłem tę, konkretną, sprawę Bogu.
Po drodze, wciąż pojawiały się trudności,
które nie pozwalały bym chciał po swojemu rozwiązać problem.
Jedna trudność - hmm.. może ją zwalczę.
Druga - pewnie i z tą sobie poradzę.
Trzecia - to już za wiele...
Panie, jeśli to Ty stawiasz przeszkody - pokaż mi to.
Chwilę po tym jak pojawiła się czwarta przeszkoda, nagle przyszła odpowiedź.
Z dwóch niezależnych źródeł.
Czyż może być coś pewniejszego?

Podzielę się z wami słowem z Jeremiasza, które wczoraj usłyszałem podczas wieczornej społeczności w kościele.

"Tak mówi Pan:
Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie,
a od Pana odwraca się jego serce!
Jest on jak jałowiec na stepie i nie widzi tego, że przychodzi dobre;
mieszka na zwietrzałym gruncie na pustyni, w glebie słonej, nie zaludnionej.
Błogosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Pan!
Jest on jak drzewo zasadzone nad wodą, które nad potok zapuszcza swoje korzenie,
nie boi się, gdy upał nadchodzi, lecz jego liść pozostaje zielony,
i w roku posuchy się nie frasuje i nie przestaje wydawać owocu.
"



Stąd upał mi nie straszny!
Choć jest sucho i nie widać nadziei, On sprawia że przychodzi dobre.
Polegając na moim Panu wydaję owoce choć wokół skwar i udręka :)



czwartek, 10 maja 2012

Każdą z przeznaczonych dróg...

Dzień po dniu, dla każdej nowej chwili
Nowych sił udziela mi mój Bóg
Wiem, że Ojciec dziecię swe posili
Żyję więc bez obaw i bez trwóg
Ten, którego miłość nie ma granic
Wie najlepiej, co ma komu dać
Ból zmieszany jest z radości łzami
Znój i trud, spoczynek błogi ma

Dzień po dniu, mój Pan jest zawsze ze mną
Gotów wciąż udzielać nowych łask
On rozjaśnia moją dolę ciemną
W burzy czas posyła słońca blask
Bóg obiecał nad swym dzieckiem czuwać
Wiernie też zadanie spełnia swe
Obietnica Jego strach usuwa
Z każdym dniem posilę siły Twe

Pomóż mi w doświadczeń ciężką chwilę
Obietnicom Panie ufać Twym
Daj zachować w sercu wiary tyle
By nie zachwiać się w tym świecie złym
Spraw, bym mógł pokornie z ręki Twojej
Przyjąć każdą z przeznaczonych dróg
Dzień po dniu, przez radość trud i znoje
Aż osiągnę wreszcie niebios próg


Ta pieśń to moja modlitwa w ostatnich tygodniach.
Tak trudno mi czasami zaufać Bogu w pełni przyjmując wszystko z jego rąk.
Stara natura chcąc dojść do głosu podpowiada: to nie tak, zrób inaczej.

Jednak wzrastając w modlitwie i Słowie Bożym chcę powiedzieć za Dawidem:
"Bo u ciebie jest źródło życia, W światłości twojej oglądamy światłość."


wtorek, 24 kwietnia 2012

Znienacka...

Ciągłe wyczekiwanie na Bożą odpowiedź...
Oczekiwanie uczące zaufania.
Walka z powątpiewaniem.
Oczekiwanie.
I nagle.
Nadchodzi odpowiedź.
Znienacka.

Trafiłem dziś na ten oto artykuł.
Być może i Wam pomocny on będzie.



Ludzie urodzeni krótko przed drugą wojną światową i po niej to ludzie, którym los nie szczędził razów, a jeżeli dodać prześladowanie z powodu inności wyznaniowej, to nawet upływ czasu nie zaorze tych przykrych wspomnień. Nie chcę jednak wspominać bolesnych chwil lecz porównać nasze przeżycia z doświadczeniami postaci biblijnych, w szczególności z brakiem odpowiedzi na modlitwę dobrze, według nas, uzasadnioną. Kochali oni Boga tak, jak my Go kochamy, a przecież dopuścił, by przeżywali dotkliwy smutek, przygnębienie i wewnętrzne rozdarcie.
Czytelnym obrazem świętego życia są Zachariasz i jego żona Elżbieta (Łk 1,5-25). Biblia mówi, że oboje byli sprawiedliwi wobec Boga w swoim nienagannym postępowaniu. Niewątpliwie jako młode małżeństwo, stwierdziwszy, że Elżbieta jest niepłodna, modlili się o syna. Ten okres ich pobożnego życia, i modlitwy, był bardzo długi: od młodości aż do podeszłego wieku.
Gdy w życiu Elżbiety był zwyczajny czas rodzenia dzieci, każda jej odpowiedź na nieme pytanie w oczach męża, że i tym razem nie będą mieli dziecka, wywoływała nie tylko u niej, ale i u Zachariasza coraz głębszy i dotkliwszy smutek. Pamiętajmy też, że Zachariasz jako kapłan zawsze wykonywał to, co było jego powinnością w służbie przed Panem, chociaż w sercu nosił żal i smutek.
Jego spotkanie z aniołem przy ołtarzu kadzidlanym jest znamienne. Kadzidło to biblijne wyobrażenie oddawania chwały Bogu, a świątynia, miejsce składania ofiary, to obraz Bożej obecności. I pomyśleć, że oto postarzały człowiek stoi tam z sercem zamkniętym i zbolałym ze względu na brak odpowiedzi na modlitwę.
Ten obraz Zachariasza odzwierciedla i dziś stan wielu pobożnych i szlachetnych chrześcijan, znużonych świętym życiem. Do takiego znużenia przyczynia się wiele życiowych sytuacji, np. złe relacje w rodzinie, a także w zborze, cierpienia fizyczne, wdowieństwo oraz – modlitwy bez odpowiedzi. Bo przecież ludzie doświadczani przez te trudności przynosili je wszystkie przed oblicze Ojca i wiem, jak wielu zawiedzionych jest brakiem odpowiedzi na swoją modlitwę.
Zachariasz nie był w stanie przyjąć pocieszenia, uwierzyć w Boże poselstwo, zapowiadające narodziny upragnionego syna. Odpowiedź, jakiej udzielił aniołowi Bożemu, ujawnia, co nurtowało jego serce: “Jestem stary, a żona moja w podeszłym wieku, po czym więc to poznam?” – mówi z niedowierzaniem i smutkiem.
Taki stan w niejednym zmęczonym sercu trwa od lat. Mimo tylu wieków nic się bowiem nie zmieniło: człowiek przeżywa to samo rozdarcie, jest pełen niepokoju, odkąd utracił poczucie bezpieczeństwa, jakie miał – nie będąc tego świadomy – w Edenie. Oczywiście, są w życiu Bożych dzieci chwile radości, uniesienia i błogości, ale czy zawsze tak jest? “Przewlekłe oczekiwanie sprawia sercu ból, lecz życzenie spełnione jest drzewem życia” – mówi Księga Przypowieści (13,12). Długie wyczekiwanie sprawiało ból Zachariaszowi i nam sprawia go również.
Ale w historii tej kryje się coś bardzo cennego: i dla Zachariasza, i dla nas. Pan Bóg nie odrzucił Zachariasza. Nie powiedział: “Chciałem spełnić twoje oczekiwanie, ale ty zgorzkniałeś i dziś nie nadajesz się do niczego”. Niejeden współczesny Zachariasz mógłby usłyszeć o sobie taką opinię nawet z ust bliskich mu ludzi. Jak to dobrze, że Pan Bóg nieraz myśli i postępuje z nami inaczej niż nasi bliźni.
Ale to nic, przyjacielu, ty wciąż jeszcze istniejesz i jesteś w drodze. Więc musisz jeszcze iść dalej, by uznać sens swojego istnienia – wobec Boga, wobec innych i wobec siebie samego. Idź dalej, może jeszcze będzie ci dane chociaż raz stanąć na Górze Przemienienia, abyś lepiej zrozumiał siebie samego i tych, którzy mówią, że cię kochają. Abyś mógł wziąć nieco świętości jak kiedyś, zejść na dół i nie potykać się o byle co. Przypomnij sobie, jaki wtedy byłeś uduchowiony, jak czułeś się święty i silny, zdolny przebaczać i powiedzieć: “Przebacz!”. Przypomnij sobie również, jak musiałeś zejść na dół i znalazłeś się na drodze do Emaus ze swoim przygnębieniem i swoim zwątpieniem. “A myśmy się spodziewali...”
Zdobądź się zatem jeszcze na to, abyś umiał rozdawać uśmiech i życzliwość, bo kiedy stracisz miłość, to pozostanie tylko troska o siebie, a kiedy u kresu dni obejrzysz się wstecz, zauważysz, że niewiele wiesz o życiu. Co zatem masz zrobić? Odpowiedź nasuwa się tylko jedna. Wróć do siebie, zrzuć z siebie to, do czegoś się przyzwyczaił, to, coś uznał za swoje, bo po drugiej stronie nic z tego nie będzie przydatne. Lecz abyś mógł to zrozumieć, musisz wejść w ciszę i odkryć prawdę o sobie, o swoim niezadowoleniu z siebie, a może i zagubieniu.
Eliasz nie znalazł ukojenia w potężnym wichrze i trzęsieniu ziemi. Potrzebował cichego i łagodnego powiewu, a gdy on nadszedł, Eliasz wyszedł z kryjówki i usłyszał swoje imię. Tego potrzebował człowiek zmęczony upałem dnia i chłodem nocy.
Spróbuj zanurzyć się w Bożą ciszę, bo tylko cisza jest balsamem dla zmęczonych świętym życiem. “Jedynie w Bogu jest uciszenie duszy mojej, bo w nim pokładam nadzieję moją!” (Ps 62,6).

DPŻ 2/2012


wtorek, 17 kwietnia 2012

Cóż piękniejszego może być?


Szedł drogą człowiek wśród tłumu i zgiełku,  samotny, na siłę szczęśliwy
Bez celu on szukał radości, spokoju, uciechy
Nie wiedział jednak, że zgubną obrał drogę, tryb życia wiodąc wątpliwy
A z życiem wciąż igrał, czując za sobą śmierci oddechy

Ślepiec, nieczuły na innych uwagi, ziemską rozkosz garściami  czerpał
Pogrążał się i potykał, otchłani widząc zarysy
Innych wokoło siebie kaleczył, pomysł na życie mu się posypał
Realizował kolejne zachcianki swe i kaprysy  

Gdzieś tam na serca dnie złego człowieka, dobre ziarenko było zasiane

Wśród cierni i chwastów, potężną jednak siłę miało
Dzięki modlitwom najbliższych, łzami rodziców nieustannie zraszane
Kiełkować za wszelką cenę we wnętrzu nędznika zachciało

I dzień ten szczęśliwy nastąpił, Bóg się zlitował, cierpliwość okazał
Przyszedł ów biedak w pokucie, ze łzami pod krzyż Pana swego
Wyznał swe winy, grzechy okrutne, wyrzucił z siebie gorycz i smutek
Jak za skinieniem powieki, ON wskrzesił ducha dotąd śpiącego

Odtąd już razem z Jezusem za rękę dzień każdy spędza z radością
Idąc bez obaw posłuszny, woli Jego poddany
Nie bacząc na trudy dnia codziennego, Bożą emanuje miłością
Bo znalazł sens życia swojego, cel jego świetlany!

środa, 11 kwietnia 2012

Błogosław, duszo moja, Panu

Mijający czas to okres codziennej wędrówki za Panem.
Codziennie zauważam jego wielką dobroć.
Widzę efekty jego działania w moim życiu.

Niech ten psalm będzie wyrazem mojej wdzięczności:

Błogosław, duszo moja, Panu
I wszystko, co we mnie, imieniu jego świętemu!
Błogosław, duszo moja, Panu
I nie zapominaj wszystkich dobrodziejstw jego!
On odpuszcza wszystkie winy twoje,
Leczy wszystkie choroby twoje.
On ratuje od zguby życie twoje;
On wieńczy cię łaską i litością.
On nasyca dobrem życie twoje,
Tak iż odnawia się jak u orła młodość twoja.
Pan wymierza sprawiedliwość
I przywraca prawo wszystkim uciśnionym.
Objawił Mojżeszowi drogi swoje,
Synom Izraela dzieła swoje.
Miłosierny i łaskawy jest Pan,
Cierpliwy i pełen dobroci.
Nie prawuje się ustawicznie,
Nie gniewa się na wieki.
Nie postępuje z nami według grzechów naszych
Ani nie odpłaca nam według win naszych.
Lecz jak wysoko jest niebo nad ziemią,
Tak wielka jest dobroć jego dla tych, którzy się go boją.
Jak daleko jest wschód od zachodu,
Tak oddalił od nas występki nasze.
Jak się lituje ojciec nad dziećmi,
Tak się lituje Pan nad tymi, którzy się go boją,
Bo On wie, jakim tworem jesteśmy,
Pamięta, żeśmy prochem.
Dni człowieka są jak trawa:
Tak kwitnie jak kwiat polny.
Gdy wiatr nań powieje,
już go nie ma i już go nie ujrzy miejsce jego.
Lecz łaska Pana od wieków na wieki dla tych, którzy się go boją,
A sprawiedliwość jego dla synów ich synów,
Dla tych, którzy strzegą przymierza jego
i pamiętają o wypełnianiu przykazań jego.
Pan na niebiosach utwierdził swój tron,
a królestwo jego panuje nad wszystkim.
Błogosławcie Panu, aniołowie jego,
Potężni siłą, wykonujący słowo jego,
Aby słuchano głosu słowa jego!
Błogosławcie Panu wszystkie zastępy jego,
Słudzy jego pełniący wolę Jego!
Błogosławcie Panu, wszystkie dzieła jego
Na wszystkich miejscach panowania jego!
Błogosław, duszo moja, Panu!

środa, 28 marca 2012

Pod górkę, ale z wiatrem

Chcę się dziś podzielić z Wami, swymi ostatnimi spostrzeżeniami z księgi Jeremiasza.
Od kilkunastu dni studiuję tę księgę.
I z każdym kolejnym rozdziałem nabieram coraz większego podziwu dla proroka.

Był jednym jedynym, który głosił prawdę.
Zewsząd setki proroków wieszczących to co lud chce słyszeć.
A Jeremiasz szedł pod górkę, głosząc słowo Pana.
Przez całe życie pod prąd.
Wciąż dla innych niewygodny, mimo to przez Pana wspierany.

Dziś w końcu dotarłem do momentu, gdy jego proroctwa zaczęły się spełniać.
Nebukadnesar, tak jak prorokował Jeremiasz, zdobył Jeruzalem.
Jeremiasz, dotąd wraz z pozostałymi jeńcami spętany, zostaje wypuszczony na wolność.

"Słowo, które doszło Jeremiasza od Pana,
gdy Nebuzaradan naczelnik straży przybocznej,
wypuścił go na wolność z Ramy,
gdzie go odebrał trzymanego w pętach
wśród wszystkich jeńców z Jeruzalemu i Judy,
prowadzonych do Babilonu.

Gdy naczelnik straży przybocznej odebrał Jeremiasza, rzekł do niego:
Pan, twój Bóg, zapowiadał nieszczęście temu miejscu.
I co Pan zapowiadał, to spełnił i uczynił,
ponieważ grzeszyliście przeciwko Panu
i nie słuchaliście jego głosu, i dlatego was to spotkało.

A oto teraz zdejmuję z twoich rąk pęta;
jeżeli uznasz to za dobre,
by pójść ze mną do Babilonu, chodź,
a ja będę się o ciebie troszczył;

jeżeli jednak wydaje ci się to złe,
by pójść ze mną do Babilonu, możesz tego zaniechać.

Patrz! Cała ziemia stoi przed tobą otworem,
idź tam, dokąd pójść wydaje ci się dobre i słuszne.

Jeżeli jednak chcesz tu przebywać,
zwróć się do Gedaliasza, syna Achikama, syna Szafana,
którego król babiloński ustanowił namiestnikiem miast judzkich,

i pozostań przy nim wśród ludu albo idź,
dokądkolwiek pójść wydaje ci się słuszne.

A naczelnik straży przybocznej dał mu żywność na drogę i upominek i odprawił go.
"

Pomyślałem sobie: Wreszcie!
Pan wynagradza Jeremiasza za wszystkie trudy.
W końcu będzie mógł odsapnąć.
Nebukadnesar docenił Jeremiasza, ten będzie mógł przebywać na jego dworze.

Ale wcale tak się nie stało.
Jeremiasz miał możliwość wyboru.
Sięgnąć po, wydawałoby się, nagrodę za wszystkie trudne lata.
Bądź też, wybrać dalszą wspinaczkę pełną trudów i mąk.

Jego postawa jest dla mnie wielkim świadectwem.
A ja...
Kilka razy coś tam ścierpiałem, coś tam komuś przebaczyłem, garstce osób zaświadczyłem,
a już utwierdzam się w przekonaniu, że wkrótce nadejdą tłuste lata.
Przecież należy mi się.
Stara natura szuka wynagrodzenia.

Ale właśnie postawa Jeremiasza przypomina mi gdzie winny być skierowane moje kroki.

Dziękuję Ci Panie, że przez swoje Słowo
wciąż mnie napominasz i wskazujesz cel mojej wędrówki.
Chcę, choćby pod największą górę się wspinać.
Ale wciąż z Twoim wiatrem!

niedziela, 25 marca 2012

Z każdym dniem coraz bliżej

Pędzi dzień za dniem.
Ledwie się oglądnąłem, a już wiosna w Naszym ogrodzie zawitała:



Z każdym dniem coraz bliżej Pana.

W minionym tygodniu były urodziny mojej Mamy.
To czas, kiedy miałem chwilę zastanowić się nad tym jak wielka jest siła w rodzicach.
A przy tym jakie błogosławieństwo.

To dzięki ich codziennym modlitwom, aż dotąd zanoszonym
Ja i moje rodzeństwo, jesteśmy pod Bożym nadzorem.
Czasami, zapominamy jaką siłę ma wstawiennictwo rodziców.

Często różnice w poglądach wywoływały we mnie wręcz zdenerwowanie i oburzenie.
Myślałem sobie wtedy: "Ehhh... Co oni mogą wiedzieć?"

Ale dziś szczerze doceniam każdą ich łzę,
Każdą troskę i staranie o mnie.
Mając własne dzieci, zaczynam dostrzegać jak wielki spoczywa na rodzicach obowiązek.
A przy tym jaki to trud by dzieciom wskazać tę prawidłową ścieżkę...

Dziękuję Ci Boże za moich rodziców.
Dziękuję, za każde ziarno które zasiali w moim sercu.
Dziękuję, że te ziarna zaczynają w końcu wypuszczać korzonki.
Tyle lat czekały na ugorze, ale dzięki ich modlitwom nie uschły.
Dziękuję :)

Nie zapomnij docenić swych rodziców za ich życia!
Co zrobisz, gdy za późno się ockniesz?

wtorek, 20 marca 2012

Trzy drzewa...

Trzy drzewa rosnące na wzgórzu rozmawiały o swoich marzeniach i nadziejach.

Pierwsze z nich powiedziało:
"Mam nadzieje, że pewnego dnia będę ozdobną skrzynią,
w której trzymane będą klejnoty i każdy będzie mógł zobaczyć moje piękno."

Wtedy drugie drzewo powiedziało:
"Może pewnego dnia stanę się potężnym statkiem.
Uniosę na swym pokładzie króla i królową
i popłyniemy poprzez szerokie wody aż na krańce świata.
I każdy będzie czuł się bezpiecznie,
z powodu solidności kadłuba, który ze mnie będzie zbudowany."

W końcu trzecie drzewo powiedziało:
"Chce rosnąć, aby być najwyższe i najbardziej proste w całym lesie.
Ludzie zobaczą mnie na szczycie wzgórza i będą spoglądać na moje gałęzie,
i myśleć o niebie i o Bogu i o tym, jak blisko Jego jestem".

Po kilku latach modlitwy o to, aby ich marzenia się spełniły,
grupa drwali natknęła się na nie.

Kiedy zbliżyli się do pierwszego drzewa jeden z nich rzekł:
"To tutaj wygląda na silne, wydaje mi się,
że będę mógł sprzedać je stolarzowi" i zaczęli je ścinać.
Drzewo było szczęśliwe, ponieważ wiedziało, ze stolarz zrobi z niego piękną skrzynie.

Przy drugim, drwal powiedział:
"To drzewo również wygląda na mocne, powinienem je sprzedać do stoczni"
i drugie drzewo również było szczęśliwe, bo wiedziało,
że jest to dla niego możliwość stania się potężnym statkiem.

Kiedy drwal podszedł do trzeciego drzewa, drzewo było przerażone,
gdyż wiedziało, ze jeżeli zostanie ścięte, jego marzenia się nie spełnią.
Jeden z drwali postanowił sobie je zabrać.

Wkrótce po przybyciu do stolarza,
z pierwszego drzewa zostały zrobione karmniki i żłoby dla zwierząt.
Zostało więc postawione w stodole i wypełnione sianem.
To wcale nie było to, o co drzewo się modliło.

Drugie drzewo zostało cięte i zrobiono z niego małą łódkę rybacka.
Skończyły się jego sny o staniu się potężnym statkiem
i braniu na swój pokład koronowanych głów.

Trzecie z nich zostało pocięte na wielkie belki i pozostawione w ciemności.
Lata mijały, i drzewa zapomniały już o swoich marzeniach.

Pewnego dnia mężczyzna i kobieta weszli do szopki.
Kobieta urodziła i położyła Dziecię na sianie,
wypełniającym żłobek zrobiony z pierwszego drzewa.
Drzewo mogło odczuć powagę tego wydarzenia i wiedziało,
że nosi największy skarb wszechczasów.

Minęło nieco lat.
Grupa ludzi wybrała się na połów w łódce zrobionej z drugiego drzewa.
Jeden z nich był bardzo zmęczony i ułożył się do snu.
Kiedy wypłynęli na szerokie wody, zerwała się burza i drzewo pomyślało,
że nie będzie wystarczająco silne, aby zapewnić ludziom bezpieczeństwo.
Mężczyźni obudzili śpiącego, a on wstał i powiedział "Pokój!", a wtedy burza ustała.
Wtedy już drzewo wiedziało, że ma na swoim pokładzie Króla królów.

W końcu przyszedł ktoś i zabrał trzecie drzewo.
Było niesione ulicami, tłum zaś kpił z Człowieka, który je niósł.
Kiedy się zatrzymali, Człowiek ten został przybity gwoździami do drzewa i podniesiony,
aby umierać na szczycie wzgórza.
Kiedy nadeszła niedziela, drzewo zrozumiało, że było wystarczająco silne,
aby stać na szczycie wzgórza i być tak blisko Boga jak tylko możliwe,
ponieważ to na nim został ukrzyżowany Jezus.

Kiedy wydaje ci się, że wszystko idzie nie po twojej myśli,
zawsze wiedz, ze Bóg ma dla ciebie pewien plan.
Jeśli Mu zaufasz, obdarzy cię hojnie.
Każde z drzew otrzymało to, o co prosiło, ale nie w sposób, w jaki to sobie wyobrażało.
My nigdy nie wiemy, jakie są plany Boga wobec nas.

Wiemy tylko, że Jego drogi, nie są naszymi drogami, ale Jego drogi są zawsze najlepsze.


Autor nieznany.

środa, 14 marca 2012

Niepojęty w działaniu

W tej mojej główce jednak niewiele się mieści.
A często wydaję mi się, że tak pojętny jestem.
Nic z tego.

Jakieś dwa miesiące wstecz,
odczułem wewnętrzną potrzebę przynoszenia przed Boży tron w modlitwie dwóch Marków.
Jeden to mój wujek, a drugi "prawie" wujek :)

Codziennie, modlę się o nich i ich rodziny.
Dość dawno ich nie widziałem. Z jednym co najmniej kilka lat nie miałem kontaktu.

Ale nieraz już się zastanawiałem - po co ja się modlę, skąd ten pomysł?
Niekiedy pojawiało się zwątpienie, ale modlitwy same wypływały.
Czasami pojawiała się myśl: modlisz się o nich, a przecież sam masz tyle potrzeb.
Dzisiejszy dzień, jest dowodem na to, że te myśli chciały zasiać zwątpienie.

Jest poranek, wybieram się w trasę, załatwić parę spraw związanych z moją pracą.
Zbliżam się na wysokość McD, nagle postanawiam zjechać do tej restauracji.
Nie byłoby w tym nic dziwnego gdybym chciał coś zjeść, dziś jednak poszczę.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie.
Wchodzę do środka - wewnątrz przy stoliku siedzi jeden z Marków.
Ten, którego nie widziałem latami.

Aż mi się ciepło wewnątrz zrobiło.
Uśmiechnąłem się, mówiąc w duchu: Boże jesteś wielki!

Miałem okazję złożyć świadectwo mojego nawrócenia.
Opowiedzieć jaki to Bóg jest dobry,
potwierdzić że warto porzucić WSZYSTKO
i iść za jego głosem.
Zleciała prawie godzina :)

Rozstaliśmy się, dzień minął na intensywnej pracy.
Około 16-tej miałem coś jeszcze do załatwienia,
pojechałem w tej sprawie do sąsiedniej miejscowości.
Zajeżdżam - własnym oczom nie wierzę. Widzę drugiego Marka!!
Niestety, nie było możliwości, swobodnej z nim rozmowy.

Ale będąc dziś na wieczornym nabożeństwie, wciąż napierała na mnie myśl,
By podzielić się tym z bratem tegoż Marka.
Po społeczności podzieliłem się dzisiejszym przeżyciem z Adamem
- okazuje się, że Marek jest w bardzo trudnym położeniu.

Panie, to jest niepojęte jak niesamowity jesteś w działaniu!
Nie pomyślałbym nawet, że tak to może się wydarzyć.

Dwóch Marków, nie widzianych przeze mnie przez dłuuugi czas.
Nie utrzymywałem z nimi kontaktu.
Dwóch Marków, którzy mieszkają w odległych od siebie miastach.
Nagle, tych właśnie dwóch Marków,
tych o których modlę się codziennie spotykam w tym samym dniu!

Wybaczcie.
W przypadki nie wierzę.

Wciąż mnie zadziwiasz Panie!

                               

czwartek, 8 marca 2012

Tyś mym garncarzem

"Słowo, które doszło Jeremiasza od Pana, tej treści:
Wstań i zajdź do domu garncarza, a tam objawię ci moje słowa!
I wstąpiłem do domu garncarza, a oto on pracował w swoim warsztacie.

A gdy naczynie, które robił ręcznie z gliny, nie udało się -
wtedy zaczął z niej robić inne naczynie,
jak garncarzowi wydawało się, że powinno być zrobione.


I doszło mnie słowo Pana tej treści:

Czy nie mogę postąpić z wami, domu Izraela, jak garncarz? - mówi Pan.
Oto jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w moim ręku, domu Izraela!

Raz grożę narodowi i królestwu, że je wykorzenię, wywrócę i zniszczę,
lecz jeżeli się ów naród odwróci od swojej złości, z powodu której mu groziłem,
to pożałuję tego zła, które zamierzałem mu uczynić. "


Od początku taką gliną w rękach Bożych jestem.
Niejeden pewnie rzemieślnik, rzuciłby w kąt tak nieudolną strukturę.

Bo na cóż potrzebna, skoro tyle razy rozrabiana
i dotąd nieprzydatna była?

Jestem pełen wdzięczności dla mojego Pana,

że cierpliwie czekał, aż w końcu stanę się materiałem
odpowiednim do obróbki.

I wiem, że to jest ten czas, gdy zaczynam w jego rękach
stawać się gliną rokująca na przyszłość.

Podczas studiowania tego urywka księgi Jeremiasza,
przypomniała mi się pewna pieśń ze Śpiewnika Pielgrzyma.

Tak jak za czasów dzieciństwa, pieśni z tego śpiewnika były dla mnie nużące i ociężałe
tak teraz są nieocenioną odżywką duchową.
Głębia słów, nieraz wzrusza i łzy wyciska...

Utożsamiam się z autorką pieśni 321:

Bądź wola Twoja. o Panie mój, Skrusz i przekształtuj w obraz mnie Swój!
Tyś jest garncarzem, jam gliną Twą, Chętnie się poddam, byś rządził mną.

Bądź wola Twoja, o Panie mój, Doświadcz mnie, Mistrzu, jam uczeń  Twój!   Pragnę w ofierze złożyć Ci się, Ty nad śnieg bielszym Sam uczyń mię!

Bądź wola Twoja, o Panie mój, Zabierz me troski, rany me zgój!
Słabym, lecz Ty masz dla mnie sił dość; Dotknij mnie, ulecz, w ser­cu mym gość!

Bądź wola Twoja, o Panie mój, Wodą żywota serce me pój!
Niech mię napełni Duch Święty Twój, By życia Twego trysł ze mnie zdrój!


niedziela, 4 marca 2012

Dlaczego? Dlatego.

Boże, dlaczego?
Nieraz już to pytanie zadawałem.
Boże, gdzie byłeś gdy się wydarzyło to czy tamto?
I pewnie wczorajsza wieczorna tragedia, jaka się wydarzyła w naszym kraju,
u niektórych była powodem pytania: Boże, dlaczego?

Ale czy jesteśmy świadomi tego, że Bóg wciąż zadaje pytanie:
Człowieku, gdzie Ty jesteś, podczas gdy ja wciąż pukam do Twego serca?
Gdzie zdążasz, gdy wciąż obok Ciebie jestem i czekam aż zaprosisz mnie do współpracy?

Dlaczego? Właśnie dlatego.
Bo wciąż byłem daleko od niego, bo wciąż miałem pretensje do Stwórcy świata.
Dziękuję Ci Panie, że okazałeś mi swą łaskę.
Mogłem zrozumieć bezsens zadawanego przeze mnie pytania.
Zrozumiałem dopiero w momencie gdy zacząłem myśleć tak jak Bóg myśli.

Wszystko czego doświadczam w życiu, każdy kolejny dzień.
To wszystko dzięki Bogu.
Bóg dopuszcza do wielu, często niezrozumiałych i niechcianych przeze mnie sytuacji.

Ale analizując je, wiem że każda którą dotąd przeszedłem,
była TYLKO i WYŁĄCZNIE dla mojego dobra.
On mnie przez nie przeprowadza kształtując, ucząc zaufania i współpracy.
Przygotowuje na przyszłość.

Panie, chcę być jak najbliżej Ciebie.
Codziennie. Coraz bliżej. Zostawiając swoje JA u stóp krzyża.
Odbierając Twe błogosławieństwo,
bez względu na sytuację, choćby często przeze mnie niezrozumiałą.

Chcę do Ciebie podobnym być!