Minął tydzień ulicznych ewangelizacji,
odbywających się codziennie, w mojej i okolicznych miejscowościach.
To nie wyobrażalne, jak wiele jest serc łaknących Bożego Słowa.
Łzy wzruszenia, chęć rozmowy, potrzeba akceptacji...
Ludzie są pozytywnie zaskoczeni i wstrząśnięci tym,
że postrzegamy naszego Boga tak bezpośrednio.
Dotąd nie wyobrażali sobie, że można z nim, ot tak, rozmawiać.
Zdziwieni, że nie gotowe formułki a żywa,
codzienna rozmowa są sposobem na prawdziwą relację.
Co niektórzy, z niedowierzaniem, doszukują się podstępu.
Są i tacy, co z zazdrością ale i widocznym dystansem,
przyjmują rolę obserwatorów z bezpiecznej odległości.
Od praktycznej strony, doświadczyłem wielkiej potrzeby zwiastowania Dobrej Nowiny.
To odpowiedni moment by odpowiedzieć: Oto jestem!
Przebywanie w "kokonie" własnej społeczności może działać usypiająco.
Czas byśmy wyszli do ludzi.
Świadcząc tak słowem, jak i swoim życiem.
Niech nasza codzienność zacznie porywać najbliższe sąsiedztwo.
Oddaj się Duchowi Świętemu do pełnej dyspozycji.
Podziel się z innymi tym, co dla Ciebie uczynił Bóg.
Czy jest dla Ciebie bardziej cenna nowina, którą chciałbyś się dzielić?
Oby nie!
niedziela, 26 sierpnia 2012
środa, 22 sierpnia 2012
Ten dzień nastąpi. Zdecydowanie.
Widzenie pochwycenia Kościoła
Dnia 11
grudnia 1952 roku w godzinach przedpołudniowych w domu mojego brata w
Bergen (Norwegia) miałem widzenie, którym zostałem bardzo poruszony. Tuż
przed tym przeżyciem, zajęty byłem czytaniem książki i w ogóle nie
myślałem o pochwyceniu Kościoła. Jednak czułem, że muszę to opisać.
W
pierwszym momencie nie wydawało mi się ono czymś od Boga, dlatego
odrzuciłem tę myśl w przekonaniu, że chodzi tutaj o wytwór mojej
wyobraźni. Jednak godząc się z tymi myślami, nie mogłem znaleźć pokoju.
Powiedziałem wtedy Bogu w modlitwie: "Nie mogę sobie tego wszystkiego
szczegółowo przypomnieć. Jeżeli więc chcesz , abym to opisał, pozwól mi
doświadczyć tego jeszcze raz".
Po
tygodniu przeżycie powtórzyło się, była wtedy godzina 22:00. Odczuwałem
to tak wyraźnie, jak gdyby ktoś siedział koło mnie i czytał mi
wiadomości z jakiejś gazety. Błyskawicznie chwyciłem ołówek i zacząłem
notować to na kartkach starej książki kasowej, leżącej akurat obok mnie.
Pisałem aż do pierwszej w nocy, po czym zmęczony nie mogłem już dłużej
pisać, gdyż miałem wtedy już 79 lat! Prosiłem Boga, abym mógł odpocząć, a
jeśli by jeszcze coś miało być spisane, to abym mógł otrzymać to w
następnym dniu. Zmęczony położyłem się spać i natychmiast zasnąłem. Po
upływie następnego tygodnia widzenie powtórzyło się i było kontynuowane
od miejsca, w którym zakończyłem poprzednio. Wierzę, że to co napisałem
może obudzić niejedną duszę ze snu duchowego w obecnych czasach.
Widzenie
Widzenie
Jest
godzina 9:00 rano. Pani Anderson siedzi przy radiu i słucha audycji dla
dzieci. Po upływie kilku minut audycja zostaje nagle przerwana. Nadają
sensacyjny meldunek z Oslo. Miasto znalazło się w panice – mówi spiker –
policja podaje, że przyczyną tego wszystkiego jest zniknięcie
nieokreślonej jeszcze liczby osób, dorosłych jak i dzieci. Władze są
bezradne nie mogąc natrafić na żaden ślad po zaginionych. Zwrócono się
do członków rodzin o podanie wszystkich informacji o okolicznościach
zaginięcia ich bliskich. W ten sposób próbowano znaleźć drogę do
poznania tej dziwnej tajemnicy.
Kilka
minut później podano, że na placu targowym zniknęło nagle podczas
wykonywania swej pracy kilku sprzedawców. Jedna z kobiet oświadczyła, że
akurat płaciła za kupione kwiaty, a sprzedawca zaczął szukać reszty i w
tym momencie zniknął bez śladu. Usłyszała tylko jak westchnął: „Jezu,
dziękuje Ci”. Wydawało się jej, że widziała lekką mgłę, ale po chwili
wszystko ustąpiło.
W tym
samym momencie, inna młoda kobieta biegając wokoło zaczęła krzyczeć
przeraźliwym głosem,: „Ktoś ukradł mi dziecko! To był mój synek, miał
osiem miesięcy, gdzie on jest? Gdzie policja?” Policja była nawet w
pobliżu, ale cóż mogła uczynić? Jak pomóc? Podobne głosy dochodziły
zewsząd – powstał wielki chaos i niepokój. Wielki, gruby sprzedawca
wybiegł ze swojego sklepu wołając: „Pomocy, pomocy! Zniknęły mi dwie
sprzedawczynie wprost zza lady sklepowej!”
Dziwna
rzecz. Meldunki o zniknięciu wielu ludzi zaczęły napływać i z innych
miast, takich jak Sztokholm i Kopenhaga, gdzie podobnie jak w Oslo
doszło do wybuchu paniki. W każdym wypadku mówiono o zniknięciu ludzi w
różnym wieku. Policja czuła się bezradna wobec tego tajemniczego
zdarzenia.
Pani
Anderson słuchając tych wieści westchnęła: "Mój Boże, cóż to jest?"
Wstawszy, wyszła do ogrodu i zatrzymała się przy bramce, patrząc na
ulicę po której szła sąsiadka. Pani Holand trzymała dłonie na oczach i
szlochając wołała w rozpaczy: „Ruta, Ruta”, a zobaczywszy panią Anderson
przetarła swoje oczy i zatrzymała się, pytając: "Nie widziałaś tutaj
kogoś obcego, kto by tędy przechodził? Zniknęła moja Ruta! Siedziała
przed domem na schodach, gdy ja byłam zajęta przy jednym krzaku róży i
nagle zniknęła. Wołam ją, krzyczę, ale nikt mi nie odpowiada. Wydaje mi
się, że jednak ktoś jechał ulicą, ale jestem całkiem roztargniona i nie
mogę pozbierać myśli. Jakie to wszystko dziwne... Ruta, Ruta! Gdzie
jesteś, kto cię zabrał?!" – Płacząc poszła dalej.
W tym
momencie do domu wrócił pan Anderson. "Już wróciłeś? – pytała żona –
Jest jeszcze bardzo wcześnie, dopiero w pół do dziesiątej?" – "Nie
mogłem już dłużej wytrzymać. W naszym zakładzie zrobiło się nagle
wielkie zamieszanie. Wielu robotników zniknęło. Przypuszczano, że stał
się jakiś wypadek przy pracy, ale szukaliśmy zaginionych i nie
znaleźliśmy po nich żadnego śladu. Wtedy jeden z robotników który
twierdził że jest prawdziwym chrześcijaninem i chodził na jakieś
religijne zgromadzenia, pełen przerażenia zaczął wołać: "To się stało
teraz? To się stało teraz?!
"Co się
stało?" – pytaliśmy go. Odparł nam, że "Jezus zabrał swoich ludzi",
załamawszy ręce zaczął płakać i mówić dalej: "A ja tu zostałem! Zostałem
tutaj!" Prosiłem go, aby się uspokoił i nie mówił takich bredni, ale on
był coraz bardziej zrozpaczony. Straszne było słuchanie tego człowieka.
Z pewnością nie tylko on popadł w takie zwątpienie. Będziemy dziś
dłużej pracować, żeby nadrobić stracony czas."
W
mieście sytuacja była równie tragiczna. Komunikacja była zablokowana,
bowiem wielu kierowców autobusów, samochodów ciężarowych i osobowych
również zniknęło, zostawiając w bezruchu swoje pojazdy. Zatrzymywały się
tramwaje i taksówki, zalegając długim szeregiem ulice. Ludzie biegali
na wpół obłąkani szukając swych krewnych i znajomych.
Pan
Anderson wraz z małżonką weszli do domu i nastawili lokalne wiadomości
radiowe. "Ze wszystkich stron świata donoszą o zniknięciu ludzi. Od rana
dzwonią telefony, przekazywane są meldunki i pytania na temat tych
dziwnych wydarzeń. Depesze donoszą, że również na wielu statkach
zniknęli marynarze. W szpitalach personel jest przerażony, szczególnie
na oddziałach położniczych, gdzie wiele matek rozpacza po stracie nowo
narodzonych niemowląt i brakuje też niektórych osób w domach starców."
O
godzinie 11:00 podano z Londynu, że około godziny dziewiątej w całej
Wielkiej Brytanii zniknęli niektórzy dorośli i dzieci, nie pozostawiając
po sobie najmniejszego śladu. Nikt z zaginionych nie został
odnaleziony. Wszystko to jest wielką tajemnicą.
Kilku
pastorów zwołało swoich członków zboru stwierdzając, że zaginęli
najbardziej pobożni i wierni spośród nich. Wśród poszukiwanych było
również kilku pastorów i kaznodziei. Biskup pewnego większego
ugrupowania religijnego zwołał na wieczór spotkanie ze swoimi pastorami i
kaznodziejami.
Po
upływie trzech i pół godziny od nadania pierwszej informacji z Oslo,
zaczęły napływać nowe wieści z różnych krajów i kontynentów. Z dalekiego
wschodu i z Korei, przychodzą najbardziej poruszające wiadomości. Tam
ilość zaginionych szacuje się na wiele setek tysięcy.
Jest
rzeczą wręcz niemożliwą opisać wydarzenia, które działy się w pierwszych
godzinach. Wielka liczba ludzi doznała szoku. Wielu innych biegało po
ulicy załamując swe ręce i szukając bliskich. Najbardziej poruszający
jest widok matek, które straciły swe dzieci. Wśród tłumu znajduje się
też wielu takich, którzy w tym wszystkim przeklinają. Jakiś mężczyzna
biegnie ulicą machając rękami i woła : "Uważajcie, uważajcie! Wszyscy
będziemy wkrótce zabrani!" – biedny postradał zmysły.
Na rogu
starsza pani, złożywszy dłonie, patrzy w niebo i mówi jakby sama do
siebie:" O nie, jeżeli nie daliśmy się przygotować tak, byśmy mogli być
zabrani, to teraz, w tym stanie, nikt więcej nie zostanie tam
pochwycony. Panie Boże! Jezu! Pomóż nam! Tak, to się teraz stało, to się
teraz stało. Starałam się prowadzić życie religijne, ale myślałam, że
On tak szybko nie przyjdzie. Nie brałam tego tak zupełnie serio..."
Dyrekcja
kolei doniosła, że jak na razie nie doszło do żadnego nieszczęścia, czy
katastrofy. Tylko jeden pociąg zatrzymał się na trasie pozbawiony
kierownika i konduktora. Wydano też rozporządzenie, aby służby kolei
sprawdziły na wszystkich przejazdach kolejowych, czy wzdłuż torów nie
znajdują się jacyś poszukiwani pasażerowie, którzy w nieznany sposób
zniknęli z pociągów. Podobnej treści informacje docierają z fiordów,
gdzie również zauważono zniknięcia z łodzi niektórych rybaków.
Dopiero
wieczorem podano coś w rodzaju wyjaśnienia, zwracając się z apelem do
społeczeństwa o zachowanie spokoju i porządku. Władze wraz z policją
próbują ustalić liczbę zaginionych ludzi. Ta niezwykła sytuacja
zaabsorbowała nawet umysły wielu uczonych, a przede wszystkim
prognostyków, którzy usiłują dociec przyczyny zaistniałych wydarzeń.
Z USA
dotarły informacje o zaistnieniu tam podobnej sytuacji. z tym że, doszło
tam do znacznie większego zamieszania w komunikacji z powodu
tajemniczego zniknięcia wielu osób. Wielu ludzi z niecierpliwością
oczekuje wiadomości porannych, które powinny przynieść bardziej obszerny
przegląd tych wyrywkowych informacji docierających do tej pory niemal z
całego świata.
Jest
godzina 22:00. Z dotychczasowych informacji jasno wynika, że nie jest to
odosobniona sytuacja, lecz że ogarnęła ona w podobny sposób cały świat.
Dotychczasowe informacje docierały tylko z większych miast, teraz
zaczynają docierać też informacje z rejonów wiejskich.
Niepokój
ogarnął całą ziemię, w równym stopniu obie półkule. Nikt z ludzi nie
miał ochoty udać się tej nocy na spoczynek. Na ulicach mnożyły się
liczne grupki ludzi dyskutujących o tym, co zaszło. Niektórych jednak
zaczyna to doprowadzać do histerii. Coraz częściej słychać głosy, że to
co się stało, ma ścisły związek z chrześcijaństwem i jego wyznawcami.
Ci, którzy znali zaginionych, w porozumieniu z ich rodzinami są zdania,
że dotyczy to tylko fanatyków i niewinnych dzieci.
Jeden z
pracowników wiejskiego browaru doszedł wieczorem do takiego wniosku:
"Tak, Eususa Olmsena już nie ma! Teraz będzie mu się wspaniale
powodziło, tak jak tutaj nieraz mówił w swych kazaniach, że Jezus
wkrótce przyjdzie i go zabierze". – "To prawda'' odpowiedzieli inni –
wśród nas był również taki i również zniknął. A teraz? Władze z
pewnością zajmą się tym. Przypuszczalnie zakażą wszystkiego, co związane
jest z religią tak, że coś podobnego już się nigdy nie powtórzy." "Na
pewno! przytaknął ktoś z grupy. Ci chrześcijanie mieli jednak rację,
przewidzieli to. Gdybyśmy ich wtedy posłuchali, mielibyśmy się zapewne
lepiej niż tu, w tym piekielnym zamieszaniu. Lecz teraz trzeba nam dalej
żyć, a to z pewnością będzie o wiele trudniejsze i gorsze." – "O, ty
wierzyłeś w nich, właściwie to miałeś iść razem z nimi, gdy byli
zabierani", westchnął ktoś. –"Chciałbym, żeby tak było" odpowiedział i
odszedł.
Następny
dzień nie przyniósł nic nowego, ani żadnych szczególnie rewelacyjnych
doniesień. Wszystkie stacje podawały, że jest to i nadal pozostaje
niewyjaśniona tajemnica.
Na
zwołanym wieczorem zebraniu kaznodziei i pastorów okazało się, że wielu z
nich brakuje. Wśród pozostałych panował nerwowy i ponury nastrój. Wielu
czuło się bardzo nieszczęśliwymi. Nie mieli bowiem oni najmniejszej
wątpliwości, że to co zaszło było przepowiedzianym pochwyceniem
Kościoła-Oblubienicy. Niektórzy z nich stwierdzili, że pomimo zdobycia
wykształcenia teologicznego i częstego studiowania Słowa Bożego, nigdy
nie myśleli, że to się stanie w taki sposób. Nowo narodzenie było dla
nich czymś nieznanym, obcym, o ileż bardziej posiadanie Ducha
dziedzictwa Bożego. Jeden z młodych pastorów stwierdził wprost: "Nie
uczono nas w taki sposób. Wykładowcy nigdy nam nie mówili, że wydarzy
się to, co przeżyliśmy dziś rano."
Dziennikarze
przyznali, że istnieje wyraźna potrzeba dyskusji, lecz umysły są zbyt
wstrząśnięte, by mogły o tym rozsądnie rozmawiać. W odpowiedzi na apel
policji, aby ludność zgłaszała swoje opinie o zaistniałych faktach,
większość zebranych pastorów i kaznodziei postanowiła sporządzić
meldunek zgodny z ich przekonaniem, w którym wspólnie stwierdzili, że to
co zaistniało, można uważać za przepowiadane przez Biblię pochwycenie
Kościoła. To było wszystko, co mogli do tego momentu stwierdzić. Policja
nie podała jednak do publicznej wiadomości wypowiedzi pastorów,
ponieważ przekonana była, że jest to owoc histerycznej, wyprowadzonej z
równowagi wyobraźni.
Wydarzenie
to jednak było tak wielkiej wagi państwowej, że sprawę przejął w swoje
ręce rząd, który stwierdził, że skoro to wszystko powiązane jest z
chrześcijaństwem, to aż do momentu lepszego rozeznania całości
zagadnienia i wyjaśnienia tej tajemnicy, powinny być zamknięte i
zawieszone w swej działalności wszystkie kościoły i zgromadzenia
religijne. Ponieważ sprawa ta dotyczy wszystkich narodów, dlatego
konieczne jest zajęcie tutaj wspólnego stanowiska po dokładnym zbadaniu
sprawy przez nadzwyczajne, międzynarodowe zgromadzenie.
Wśród
wielu chrześcijan zapanowało ogólne przygnębienie. Wczoraj wbrew
zakazowi, wszystkie kościoły i kaplice były zapełnione, lecz w
niektórych brakowało przełożonych oraz wielu członków. W niektórych
wspólnotach religijnych zgromadziło się bardzo mało wiernych, lecz
przybyło wielu sympatyków stojących dotychczas z boku; byli to
przeważnie ci, których spotkało nieszczęście z powodu utraty swoich
bliskich i krewnych.
Wszyscy
zgromadzeni chcieli słuchać Słowa Bożego, lecz zostało ono również
zabrane. Niektórzy próbowali coś przeczytać, ale stwierdzali, że nic z
tego nie pojmują. Podawali więc Biblię innym, którzy z kolei
stwierdzali, że w ogóle nie mogą jej czytać. Wielu ludzi zaczęło płakać,
inni zaś opuszczali zgromadzenie zawiedzeni brakiem jakichkolwiek
godnych uwagi wyjaśnień. Ci zaś, którzy przyszli na spotkanie szukać
pomocy Bożej, odchodzili w najwyższym stopniu zawiedzeni i
nieszczęśliwi.
Większość
zgromadzeń ogarnął, panujący wszędzie, chaos i zamieszanie. Stojący
gdzieś z boku mężczyzna z zaciśniętymi pięściami krzyczał do kaznodziei:
"To twoja wina, że tak wielu z nas pozostało. Nigdy nam nie mówiłeś, że
Jezus przyjdzie wkrótce i zabierze swoich do siebie. A jeszcze mniej
mówiłeś nam o konieczności posiadania Ducha Świętego i pojednania się z
Bogiem. Teraz dopiero wiem i widzę, że to co mnie tutaj zatrzymało, to
były niewielkie drobiazgi, ale... ale Boże, bądź miłościw..." – "Uspokój
się'' wołał kaznodzieja – ''uważam, że wykonałem swe obowiązki wobec
was." Wszyscy oni pukali do drzwi, lecz te były zamknięte. Nie sposób
opisać tej sytuacji. Ludzie czuli, że stoją w obliczu strasznej
przyszłości. Grozę czuć było w powietrzu, zniknęła też wszelka nadzieja
gdyż drzwi były już zamknięte.
Teraz
jednak pukały w nie te osoby, które dotychczas były zadowolone z
wypowiadania pustych chrześcijańskich deklaracji i frazesów, czy z
letniego sposobu życia. Jedni utrzymywali kontakt z chrześcijaństwem ze
względów towarzyskich, inni z uwagi na swoją pracę lub wyznaczone
zadanie. Wszyscy byli jednak nieodrodzeni, bez dziedzictwa Bożego, a
więc bez prawa dziedziczenia. Jednym słowem, dla wielu z nich życie
Kościoła było tylko czymś w rodzaju pasji lub przyjemnym albo
najwłaściwszym spędzeniem wolnego czasu. Teraz wszyscy oni pukali w
zamknięte drzwi wołając: "Panie, Panie otwórz nam". Na domiar złego,
zaczęto mówić o możliwości wybuchu w każdej chwili wielkiej wojny
światowej.
Problem
pochwycenia chrześcijan doprowadza do szybkiej reakcji władz, które
zgodnie z międzynarodowymi uzgodnieniami zabroniły całkowicie
praktykowania i uczestniczenia w jakichkolwiek obrzędach religijnych,
zakazując pod groźbą kary śmierci wspominania imienia Jezus. Narody i
kraje miały być oczyszczone od wszelkich śladów chrześcijaństwa i z tego
wszystkiego, co w najmniejszym stopniu przypominało Chrystusa. Znaczna
ilość z pozostałych na ziemi chrześcijan wciąż jednak, pomimo zakazów,
wołała do Boga. Tych aresztowano i po przesłuchaniu z zastosowaniem
najstraszniejszych tortur skazywano na śmierć. "Jeżeli przeklniesz
Jezusa i zaprzesz się Go, możesz uratować swoje życie!" padały
propozycje dla wielu z nich. Stali oni przed wyborem życia lub śmierci.
Tysiące tych ludzi wytrwało i nie zaparło się Jezusa, ginęli więc
masowo. Nie przysługiwało im już żadne prawo obrony.
Biada
ziemi i tym, którzy na niej mieszkają. Wśród aresztowanych znaleźli się
jednak też tacy, którzy tej próby nie wytrzymali i poddali się. Książę
tego świata opanował całą ziemię.
Zgodnie z tym, co mówi Ewangelia Łukasza 21:16–17 krewni wzajemnie wydawali jedni drugich, skazując ich na śmierć:
"Będą was wydawać rodzice i bracia, krewni i przyjaciele, będą nawet zabijać niektórych z was. Będziecie wtedy znienawidzeni przez wszystkich przez imię moje" (Łuk 21:16-17)
"Będą was wydawać rodzice i bracia, krewni i przyjaciele, będą nawet zabijać niektórych z was. Będziecie wtedy znienawidzeni przez wszystkich przez imię moje" (Łuk 21:16-17)
Tego
nie da się opisać. Bóg jednak opisał to Janowi, mówiąc, że wołaniem tych
nieszczęśliwych było: "Panie! Skróć te dni'', gdyż wszelki sprzeciw
oznaczał wtedy śmierć.
W
różnych krajach z różnym natężeniem przystąpiono do realizacji
powyższych postanowień odnośnie chrześcijaństwa. Tak więc rozpoczął się
czas najstraszniejszego ucisku w historii ludzkości.
''Kochany
przyjacielu! Nie ryzykuj tego, że mógłbyś być pozostawionym tutaj! Stań
przed obliczem Wszechmogącego Boga i poproś Go o łaskę. Dzisiaj jest
jeszcze czas. Dzisiaj jeszcze możesz być zaliczony do rodziny dzieci
Bożych, jako własność Jezusa, jako członek żywego Kościoła, a wtedy – w
dniu gdy przyjdzie Pan – pójdziesz wraz z innymi tam, dokąd Jezus
zabierze swych wiernych naśladowców.
Olaf Rodge
"Był w Izraelu pewien dostojnik żydowski, faryzeusz o imieniu Nikodem. Przyszedł On do Jezusa w nocy i rzekł: Mistrzu! Wiemy, że przyszedłeś od Boga jako nauczyciel; gdyż nikt nie mógłby czynić takich cudów jakie Ty czynisz, jeśliby Bóg nie byłby z nim.
Odpowiadając mu, Jezus rzekł: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego.
Rzekł mu Nikodem: Jak się może człowiek narodzić na nowo, gdy jest stary? Czyż może powtórnie wejść do łona matki swojej i powtórnie się urodzić?
Odpowiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego. Gdyż to, co się narodziło z ciała, jest ciałem, a to co się narodzi z Ducha, jest duchem. Nie dziw się, że ci powiedziałem: Musicie się na nowo narodzić." (Ewangelia Jana 3:1-7)
"Był w Izraelu pewien dostojnik żydowski, faryzeusz o imieniu Nikodem. Przyszedł On do Jezusa w nocy i rzekł: Mistrzu! Wiemy, że przyszedłeś od Boga jako nauczyciel; gdyż nikt nie mógłby czynić takich cudów jakie Ty czynisz, jeśliby Bóg nie byłby z nim.
Odpowiadając mu, Jezus rzekł: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego.
Rzekł mu Nikodem: Jak się może człowiek narodzić na nowo, gdy jest stary? Czyż może powtórnie wejść do łona matki swojej i powtórnie się urodzić?
Odpowiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego. Gdyż to, co się narodziło z ciała, jest ciałem, a to co się narodzi z Ducha, jest duchem. Nie dziw się, że ci powiedziałem: Musicie się na nowo narodzić." (Ewangelia Jana 3:1-7)
czwartek, 16 sierpnia 2012
Aż dotąd prowadził mnie Bóg!
Mija rok, od kiedy z radością kroczę drogą za moim Panem.
Droga pełna niespodzianek, wyżyn, dolin, wydawałoby się przepaści..
A mimo to drogą pełną Bożych błogosławieństw...
Dziś czytając Biblię trafiłem na miejsce, które odkryłem równo rok wstecz.
"Zaufaj Panu i czyń dobrze,
Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność!
Rozkoszuj się Panem,
A da ci, czego życzy sobie serce twoje!
Powierz Panu drogę swoją,
Zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni.
Wyniesie jak światło sprawiedliwość twoją,
A prawo twoje jak słońce w południe.
Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję.
Nie gniewaj się na tego, któremu się szczęści,
Na człowieka, który knuje złe zamiary!
Zaprzestań gniewu i zaniechaj zapalczywości!
Nie gniewaj się gdyż to wiedzie do złego...
Bo niegodziwcy będą wytępieni,
Ci zaś, którzy pokładają nadzieję w Panu, odziedziczą ziemię."
Cały dzień dziś w myślach pytałem:
Boże, ile jeszcze mam znieść?
Jak długo jeszcze czekać? Przez co każesz mi jeszcze przechodzić?
Tak często zadaję pytania, niepotrzebnie. Często nierozważnie...
Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję.
Prosty przepis.
Mija rok, a moja niecierpliwość zaczyna dawać znać o sobie.
I tutaj widzę obraz mojej babci.
Całe życie oczekiwała. Nie rok, nie dwa.
Wciąż z nadzieją, wciąż niestrudzenie pokładała w Bogu swą nadzieję.
Przemija już jej wędrówka tu na ziemi.
Jak daleko sięgnę pamięcią, babcię widzę modlącą się i płaczącą.
Ale zawsze pełną nadziei w Boże działanie.
I wciąż mi powtarzała: ufaj Panu!
Dziś ona może oglądać owoce swych modlitw.
To niesamowite. Całe doczesne życie oczekiwała. Nie zawiodła się!
Moja babcia jest dla mnie żywym przykładem, na to że warto ufać Bogu.
Zaczyna we mnie rozbrzmiewać cudowna pieśń:
Kto zaufa Panu nie zawiedzie się!
Droga pełna niespodzianek, wyżyn, dolin, wydawałoby się przepaści..
A mimo to drogą pełną Bożych błogosławieństw...
Dziś czytając Biblię trafiłem na miejsce, które odkryłem równo rok wstecz.
"Zaufaj Panu i czyń dobrze,
Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność!
Rozkoszuj się Panem,
A da ci, czego życzy sobie serce twoje!
Powierz Panu drogę swoją,
Zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni.
Wyniesie jak światło sprawiedliwość twoją,
A prawo twoje jak słońce w południe.
Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję.
Nie gniewaj się na tego, któremu się szczęści,
Na człowieka, który knuje złe zamiary!
Zaprzestań gniewu i zaniechaj zapalczywości!
Nie gniewaj się gdyż to wiedzie do złego...
Bo niegodziwcy będą wytępieni,
Ci zaś, którzy pokładają nadzieję w Panu, odziedziczą ziemię."
Cały dzień dziś w myślach pytałem:
Boże, ile jeszcze mam znieść?
Jak długo jeszcze czekać? Przez co każesz mi jeszcze przechodzić?
Tak często zadaję pytania, niepotrzebnie. Często nierozważnie...
Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję.
Prosty przepis.
Mija rok, a moja niecierpliwość zaczyna dawać znać o sobie.
I tutaj widzę obraz mojej babci.
Całe życie oczekiwała. Nie rok, nie dwa.
Wciąż z nadzieją, wciąż niestrudzenie pokładała w Bogu swą nadzieję.
Przemija już jej wędrówka tu na ziemi.
Jak daleko sięgnę pamięcią, babcię widzę modlącą się i płaczącą.
Ale zawsze pełną nadziei w Boże działanie.
I wciąż mi powtarzała: ufaj Panu!
Dziś ona może oglądać owoce swych modlitw.
To niesamowite. Całe doczesne życie oczekiwała. Nie zawiodła się!
Moja babcia jest dla mnie żywym przykładem, na to że warto ufać Bogu.
Zaczyna we mnie rozbrzmiewać cudowna pieśń:
Kto zaufa Panu nie zawiedzie się!
Subskrybuj:
Posty (Atom)