niedziela, 17 lutego 2013

Izrael 2013 - dzien szosty

 Dzisiejszy dzien wydarzeniami przerosl i zaskoczyl wszystkie nasze wyobrazenia.
Powoli skladam mysli by moc ubrac to w slowa.
Bog jest Wszechmogacy, uzyl dzisiejszego dnia na tyle intensywnie by nami wstrzasnac i zrewidowac stereotypy na temat narodu arabskiego.

"Lecz w kazdym narodzie mily mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postepuje"

Do rzeczy...
Zgodnie z planem dziś z samego rana pojawiamy się na arabskim dworcu autobusowym pod Brama Damascenska w Jerozolimie.
Bez przeszkod docieramy do Betlejem. Tutaj na przystanku jest już tlum kierowcow taksowek, ktorzy oferuja swoje uslugi, przewozac turystow po strategicznych punktach dla zwiedzajacych.
Przypomne, ze poruszanie się po Palestynie samochodem na rejestracjach izraelskich jest nie wskazane, a wrecz zabronione, ze wzgledow bezpieczenstwa, przez wladze izraelskie.
Stad popularne taksowki. Mocno się targujemy z kierowcami. Mamy w planach zwiedzenie miasta Betlejem, wyjazd do twierdzy Herodion oraz wizyte w miescie Jerycho.
Finiszujemy targowanie uzyskujac cene za objazd, podobno tak niska, jaka dotad nikomu się nie udawalo. Mianowicie za 200 szekli 27-letni kierowca o imieniu Ahmed Ali Mahmud Muhammed Obeyet zgadza się dziś nam towarzyszyc. Droga rozpoczyna się spokojna rozmowa. Ahmed, slabo mowiacy po angielsku, zaczyna narzekac na brak pracy. Tlumaczy, ze cena na ktora przystal, jest już na granicy oplacalnosci, niestety by moc wyzywic siebie i zone, zmuszony jest jezdzic za taka stawke. W rozmowie pojawia się gorycz i bol. Ma wiele problemow, od pieciu lat staraja się z zona o dziecko, dotad nieskutecznie. Ceny paliw sa coraz drozsze. Nie ma mozliwosci wyjazdu z Betlejem, moze jedynie to robic w trakcie wykonywania pracy. Wyglada na to, ze czuje się jak w getcie. Ostatni raz korzystal z kapieli w Morzu Martwym dziesiec lat wstecz. Mimo, iz mieszka kilkadziesiat km od owego morza, nie stac go na taki luksus. Do tego dolacza się calkowity zakaz wjazdu do Jerozolimy. Gdyby chcial odwiedzic rodzine we Wloszech, musialby zaplacic 100.000 szekli kaucji, czyli okolo 90.000 zlotych.
Pojawia się obraz mlodego czlowieka rozgoryczonego i przytloczonego problemami. Wyglada na to, ze trasa minie nam w takiej atmosferze. Probujemy mu tlumaczyc, ze jest ktos kto moze mu pomoc. Wydaje się jednak to niemozliwym, by przebic się przez fanatyzm muzulmanina. Po zwiedzeniu fortecy Herodion w milczeniu udajemy się do Jerycho, oddalonego o 70km. Ahmed slabo rozumiejacy jezyk angielski, pomylil się w interpretacji i zamiast przywiezc nas do Jerycho, dotarl nad platna plaze nad Morzem Martwym. Tlumaczymy mu gdzie chcemy dojechac, w koncu zrozumial. Jednak w między czasie doszlo do sprzeczki między Ahmedem a Zydowka pracujaca na wspomnianej plazy. Ahmed do swoich problemow dolacza pretensje do narodu izraelskiego. W calkowitym już milczeniu docieramy do Jerycho. Zwiedzamy resztki murow, ktore upadly po zdobyciu Jerycho przez Jozuego. Nastepnie wjezdzamy razem z Ahmedem kolejka linowa, na szczyt skaly, gdzie zwiedzamy wykuty w skale klasztor. Tutaj zaczynaja się powoli lamac lody między nami a naszym kierowca. Tworzy sie między nami nic porozumienia. Pojawia się w nas uczucie wspolczucia, choc dotad traktowalismy wszystkich Arabow jako potencjalnych terrorystow. Wspolna kawa w klasztorze, pozniej problemy z wyjazdem taksowki z parkingu, zblizaja nas do siebie. Na jego ustach pojawia się delikatny usmiech. Jest zaskoczony, gdy jeden z nas dzieli się z nim wlasnym napojem. Widac, ze go to urzeklo. Tak jakby nagle, spadla z niego kamienna maska. Widzimy czlowieka poszukujacego akceptacji i milosci. Od slowa do slowa, pytamy go o typowo arabska kawe, a Ahmed tymczasem pyta czy nie chcielibysmy go odwiedzic u niego w domu. Totalne zaskoczenie, nie tak to sobie planujemy. Wynajmujac taksowkarza, chcemy przeciez się jedynie posluzyc jego mozliwosciami technicznymi. Po chwili zwloki wyrazamy aproboate. A tymczasem pada kolejne pytanie a raczej zaproszenie na wspolny obiad. Obaj jestesmy zszokowani propozycja. Podejmujemy jednak wyzwanie. Wracamy już w bardzo milej atmosferze, obiecujemy modlic się za jego rodzina i problemami, ktore go przytlaczaja. Ahmed po drodze zajezdza do sklepu zrobic zakupy. Przyjezdzamy na miejsce, pod jego dom. Typowe budownictwo, widac wokol biede. Poznajemy jego rodzenstwo - cztery mlodsze siostry i brat. Z wszystkich emanuje tak niesamowite cieplo. Goscinnosc wrecz nas poraza. Kawa, herbata, wspolna nauka jezyka arabskiego, zwiedzanie kazdego zakatka domu, ogladanie rodzinnych pamiatek a na koniec obiad tak obfity, ze stol doslownie ugina się pod ciezarem. Mam lzy w oczach. Dotad patrzylem na tych ludzi nieufnie, a tu spotykam tak sympatycznych. Spotkanie się przeciaga, zbliza się jednak czas wyjazdu. Wymieniamy się kontaktami, Ahmed zaprasza nas do siebie, twierdzac ze miejsca dla co najmniej kilku osob jest pod dostatkiem, chocby na nascie dni. Jestesmy wzruszeni.
Zegnamy się bardzo czule z cala rodzina, tak jakbysmy znali się od lat. To nie do opisania uczucie. Bog zlamal w nas pierwiastek nienawisci, niepotrzebnie w nas zaszczepiony. Widze taka prawdziwa radosc na twarzy Ahmeda, cieszy się jak maly chlopiec. Na poczatku naszego porannego spotkania przybieral postac niedostepnego Araba, na koniec stal się nam przyjacielem.

Wiem, ze polozenie tych ludzi jest bardzo trudne, religia i fanatyzm w ktorym tkwia pozornie daje im sile do przezycia. Ale to tylko maska. Pod nia jest istota, Boze stworzenie potrzebujace milosci. Przyznal sam, ze brakuje mu spokoju ducha. Licze na to, ze uda nam się nawiazac kontakt e-mailowy. Byc moze bedzie mozliwosc zlozenia mu swiadectwa o tym, ze prawdziwy Bog dziala również wsrod muzulmanow, otwierajac im oczy i powolujac do grona dzieci Bozych.

Przeszczesliwi wracamy do hotelu. Dziekujemy Bogu za te mozliwosc. Wierze, ze to nie przypadek sprawil iz moglismy w ten sposob przekazac mu choc iskierke Ojcowskiej milosci.

Zblizamy się już do konca pobytu w Izraelu. Jutrzejszy dzien to ostatni w Jerozolimie.
W planach zwiedzanie muzeum Izraela, instytutu holocaustu Yad Vashem i byc moze w koncu uda nam się zwiedzic Gore Oliwna i Ogrod Getsemane.

Miejcie nas w modlitwach.
Nie zapominajcie również o rodzinach arabskich. Byc moze nadchodzi czas, gdy Bog bedzie chcial i w tej zamknietej strukturze powolywac swoje dzieci.
Korzystajac z okazji polecam lekture ksiazki "Syn Hamasu". Opowiada ona historie jednego z prominentnych dzialaczy muzulmanskiego ruchu oporu, ktory swoje zycie oddal Jezusowi.

Do Polski wylatujemy we wtorek, ok 6.00 czasu ziraelskiego, czyli 5.00 polskiego.

Z Bogiem :)

Brak komentarzy: