poniedziałek, 21 października 2013

Kolejna wizyta w Izraelu - dzień pierwszy 21.10.2013

Dzień za dniem uciekają w szaleńczym pędzie.

Jeszcze niedawno odliczałem miesiące przed kolejnym przyjazdem do Izraela, dziś już tu jesteśmy.
Pobyt jedynie 3-dniowy, choć zapowiada się mocno intensywny.

Lądujemy w Tel Aviv około godz. 3:40 rankiem. Tym razem całkowicie bez przeszkód przechodzimy kontrolę graniczną. Pojawił się jedynie problem logistyczny, rezerwując samochód w jednej z wypożyczalni (tym razem była to europejska sieciówka), nie wiedzieliśmy że podczas wydawania pojazdu pobierana jest kaucja w absurdalnej wartości. Rezygnujemy z samochodu, na rzecz transportów ogólnodostępnych.

W żwawym tempie jedziemy szerutem, coś na wzór busów w Polsce, już przed 6.00 wychodzimy z hotelu by rozpocząć zwiedzanie.

Wczesnym rankiem udajemy się w stronę starej Jerozolimy, ustawiamy się w kolejce by dostać się na Wzgórze Świątynne, na którym postawiona była świątynia. Podczas poprzedniej wizyty nie mieliśmy okazji odwiedzić tego miejsca. Wstęp pilnie strzeżony przez wojsko izraelskie, żaden izraelczyk nie ma wstępu. Wzgórze jest od władaniem muzułmanów, tutaj znajduje się znany meczet Al-Aksa. Ze Wzgórza kierujemy się do bramy, obecnie zwanej Lwią, przy której znajdują się pozostałości po Sadzawce Betesda, zwana również Owczą, od dawnej nazwy bramy. To tutaj Jezus uzdrowił ciężko chorego.

"Potem było święto żydowskie i udał się Jezus do Jerozolimy. A jest w Jerozolimie przy Owczej Bramie sadzawka, zwana po hebrajsku Betesda, mająca pięć krużganków. W nich leżało mnóstwo chorych, ślepych, chromych i wycieńczonych, którzy czekali na poruszenie wody. Od czasu do czasu zstępował bowiem anioł Pana do sadzawki i poruszał wodę. Kto więc po poruszeniu wody pierwszy do niej wstąpił, odzyskiwał zdrowie, jakąkolwiek chorobą był dotknięty. A był tam pewien człowiek, który chorował od trzydziestu ośmiu lat. I gdy Jezus ujrzał go leżącego, i poznał, że już od dłuższego czasu choruje, zapytał go: Chcesz być zdrowy? Odpowiedział mu chory: Panie, nie mam człowieka, który by mnie wrzucił do sadzawki, gdy woda się poruszy; zanim zaś ja sam dojdę, inny przede mną wchodzi. Rzecze mu Jezus: Wstań, weź łoże swoje i chodź. I zaraz ten człowiek odzyskał zdrowie, wziął łoże swoje i chodził. A właśnie tego dnia był sabat."

Wracamy w stronę hotelu, po drodze szybkie jedzenie u znanego nam już Syryjczyka, najsmaczniejsze falafele w Jerozolimie. Z racji, że traktuje nas jak swoich, poczęstował herbatą, o ściśle strzeżonej recepturze. Bardziej mocna niż smaczna :)

Kolejny etap to zwiedzanie pozostałości po Mieście Dawida, zakładamy również że przejdziemy tunel Hiskiasza. Choć z hotelu w okolice Starego Miasta odcinek drogi pieszej nie jest zbyt daleki (8-kilometrowy, w malowniczych okolicznościach), decydujemy się na przejażdżkę autobusem. Jest i przygoda. Bo jakżeby było bez niej? :)
Pewna starsza Pani wysiadając razem z nami, taszczyła ze sobą wózek z zakupami. Piotr pomógł jej wyciągnąć wózek z autobusu. Pani Żydówka, nie wiele myśląc (albo i wiele ;)) szybko przekuła tę sytuację w intratną dla niej. Na migi prosi by przeprowadzić jeszcze wózek przez drogę. Ok, przeprowadzamy. Nagle pokazuje narożnik budynku, w odległości ok 100m. Już wiemy, że chce by wózek przepchać za róg. Ale takich wskazówek było kilka. Po czym Piotr wtaszczył jej wózek na II piętro :) Zrobiliśmy dobry uczynek, przekonując się jednocześnie kolejny już raz, że naród żydowski ma we krwi umiejętność radzenia sobie w sytuacji. Na myśl przyszedł nam Shlomi z poprzedniej wycieczki. Zatem babcia została nazwana Shlomową :)
Na dowód zdjęcie gdy Piotrek taszczy bagaż po stromych schodach, popędzany przez babcię Shlomową:



Cztery kolejne godziny zwiedzamy Miasto Dawida, a raczej jego ruiny i wydrążone w skałach tunele. Większość tuneli łączy ze sobą strategicznie dla owego miasta punkty. Główną jednak dla nas atrakcją jest tunel Hiskiasza.

"Pozostałe zaś sprawy Hiskiasza i cała jego potęga, i to, że zbudował zbiornik na wodę i wodociąg i że doprowadził wodę do miasta, zapisane jest w Księdze Dziejów Królów Judzkich."

Ciekawostką jest to, że tunel drążyły w skale dwie brygady, naprzeciw siebie. Obydwie spotkały się w połowie drogi, podczas jego wykonywania. Niepojętym jest dla nas to, że udało im się tego dokonać. Ale czytając Biblię i doświadczając życie w praktyce, dobrze wiemy, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

"W każde dzieło, którego się podjął, czy to w służbie dla świątyni Bożej, czy też zakonu i przykazań, aby szukano swego Boga, wkładał całe swoje serce, toteż szczęściło mu się."

Tunel ma długość ok 530m, jest zalany wodą. Przez dłuższą jego część brodziliśmy w lodowatej wodzie po kolana. Dobrze to zrobiło, zmęczonym już nogom.
Sytuację z tunelem przenieśliśmy na nasze życie. Często wydaje się nam, że życie jest jak drążenie tunelu. Ciągła niewiadoma. Wciąż nie wiemy jaki wynik tego będzie, kiedy ujrzymy światło dzienne. Ale oddając Bogu swoją przyszłość, dobrze wiemy że on drążąc od drugiej strony zbliża się do nas, tak by spotkać się w idealnym dla nas momencie. W takiej chwili, uświadamiamy sobie że nic bez Bożej woli się nie dzieje.
Tunel na nowo przypomniał mi dziś o tym.
Na koniec wizytujemy Sadzawkę Siloe. Również dobrze znaną z fragmentów Biblii. Wychodząc już kompleksu Miasta Dawida, archeolog tam pracujący zapoznaje nas z najstarszymi monetami znalezionymi podczas wykopalisk.
Są i najmniejsze drachmy, o których mowa w przypowieści o wdowim groszu. Kształtem mniejsze są od naszego, polskiego grosza. Rzeczywiście, bardzo marnie wyglądają. Podobno mniejszych monet na świecie nie ma.

Wracamy na chwilę do hotelu by się odświeżyć, po czym ponownie wracamy w okolice Starego Miasta, leniwie szwendamy się po uliczkach. Kilkadziesiąt razy już przez nas zaliczone, za każdym razem odkrywają przed nami coś nowego. Dziś znaleźliśmy fragment muru również z czasów Hiskiasza, o którym mowa w ks. Izajasza 22:10-11.

"I dokonywaliście oględzin domów w Jeruzalemie, burzyliście domy, aby umocnić mur, (11) zrobiliście też zbiornik między dwoma murami na wodę Starego Stawu, a nie patrzyliście na tego, który go zrobił, i nie widzieliście tego, który go od dawna przygotował."

23:00 to powrót do hotelu, mamy za sobą praktycznie 17h na nogach, wg pobieżnych wyliczeń zrobiliśmy dziś około 40km.
Jutrzejszy dzień równie intensywny, rankiem jedziemy do Autonomii Palestyńskiej, by spotkać się z naszym przyjaciele Ahmedem, po czym udamy się zwiedzić Hebron i być może Ramallah.




Brak komentarzy: